Kobus: Skutki Wspólnej Polityki Rolnej na przykładzie majątku pod Warką

REKLAMA

Rzekome dobrodziejstwo Wspólnej Polityki Rolnej miewa też swoją drugą stronę. Pisałem już ongiś o tym, jak nadmierne inwestycje napędzane dotacjami pogrążyły w długach mojego druha serdecznego, Radka. Niedawno zdarzyło
mi się też poznać historię pewnego plantatora pieczarek, który postawił piękną pieczarkarnię, po czym padł jak długi… bo nie udało mu się znaleźć pracowników do zbioru! Ale to, co widziałem w majątku Rytomoczydła pod Warką – to już jest swoisty rekord…

Do 2005 roku 100-hektarowy majątek dzierżawiła trener koni wyścigowych, pani Dorota Kałuba. To jej dziełem jest adaptacja dawnej obory na stajnię. Jedną z sensowniej i lepiej pod względem funkcjonalnym rozplanowaną stajnię, jaką kiedykolwiek widziałem: z obszernymi boksami, kompletem udogodnień socjalnych i solidnym zapleczem.

REKLAMA

Problem pojawił się, gdy zaczęto rozdzielać dopłaty.

Doskonale rozumiem właściciela obiektu – sam nie mam pieniędzy i też zdarza mi się robić z tego powodu rzeczy, których mi potem wstyd. W każdym razie: z całą pewnością dopłaty, które można rocznie uzyskać, oczywiście w ramach udziału w „programie rolno-środowiskowym” (stąd brak nawozów, oprysków itp…), to więcej niż mogła zapłacić za dzierżawę pani trener. Nie było się nad czym zastanawiać! Logiczna jest też i tego konsekwencja, że właściciel nie zgadza się na zawieranie jakichkolwiek umów dłuższych niż jeden rok. I to, że nic właściwie tam nie robi – no bo po co? Dopłaty są bez ryzyka i prawie bez kosztów (tyle że skosić trzeba…) – a weź tu ładuj pieniądze w jakiś rolny biznes: nie tylko dopłaty znikną w tym worku bez śladu (dobry ciągnik pewnie by całą jednoroczną kwotę dopłat kosztował – a słabym się takiego areału nie obrobi…), ale i zamiast pewnego zysku bardzo łatwo może się pojawić strata…

Z drugiej strony: dlaczego pani trener miała rezygnować z dopłat, które wedle prawa to jej się należały, skoro obrabiała tę ziemię…? I dlaczego ktokolwiek miałby inwestować w Rytomoczydła, skoro właściciel (nader rozsądnie zresztą) nie zgadza się na żadną umowę dłuższą niż rok?

Koło się zamyka. Majątek skazany jest na degradację i ruinę… Kto jest temu winien? Właściciel? Ależ dlaczego? Przecież postępuje w sposób racjonalny i ekonomicznie uzasadniony! Dzierżawca? W żadnym wypadku! Wychodzi na to, że za ruinę stajni i majątku w Rytomoczydłach odpowiada… Wspólna Polityka Rolna Jewrosojuza!

Bo przecież gdyby nie było możliwości kasowania dopłat „za nic”, to siłą rzeczy coś by się tam działo. Jak nie konie (choć na hodowlę koni jest to jedno z najlepszych miejsc, jakie kiedykolwiek widziałem!), to chociaż bydło mięsne, kozy – cokolwiek. Zboża teraz drogie, elektrownie słomę kupują (sadownicy, których wokół pełno – też!) –
pomysłów trochę by się znalazło.

Kiedy Źli Biali Koloniści zajmowali jakiś kawał Afryki, zwykli nakładać na Dobrych Czarnych Tubylców podatek zwany „wychowawczym”. Był to zwykle podatek pogłówny – liczony od liczby tubylców. Kwoty w ten sposób uzyskiwane rzadko pokrywały koszty utrzymania kolonii, ale nie taka była tego podatku rola. Chodziło głównie o to, aby zmusić Dobrych Czarnych Tubylców do jakiejś płatnej pracy, do czego sama przyroda, dostarczając w obfitości łatwo dostępnych plonów, jakoś ich do tej pory nie przymuszała. Zmuszeni „podatkiem wychowawczym” Dobrzy Czarni Tubylcy szli do pracy na plantacji Złego Białego Kolonizatora albo sami brali się za uprawę czegoś, co dało się Złym Białym Kolonizatorom sprzedać.

Jak widać, współczesna Europa robi dokładnie odwrotnie…

REKLAMA