Braun: Nikogo za mówienie prawdy nie przepraszałem i przepraszać nie będę!

REKLAMA

Z reżyserem GRZEGORZEM BRAUNEM rozmawia Rafał Pazio.

NCZAS: Jak Pan przyjął informację o umorzeniu śledztwa w sprawie, jak to określono, „publicznego nawoływania do popełnienia zbrodni przez Grzegorza Brauna”.

REKLAMA

(Śledztwo prowadzono w sprawie publicznego nawoływania do popełnienia zbrodni przez autora filmów dokumentalnych Grzegorza Brauna po wystąpieniu reżysera we wrześniu ub. roku w Klubie Ronina. Powiedział on wtedy, że „wiara, w to, że tu można cokolwiek załatwić, jak nie zostanie wyprawione na tamten świat w sposób nagły, drastyczny i nieprzyjemny. No powiedzmy wziąłbym tak z tuzin redaktorów Gazety Wyborczej, ze dwa tuziny drugiej gwiazdy śmierci centralnej dzisiaj TVN-u, nie wspominam oczywiście o etatowych zdrajcach, sprzedawczykach, którzy zawsze niemi byli, no jeżeli tego się nie rozstrzela, to hulaj dusza piekła nie ma – mówił wówczas Braun. Afera wybuchła, gdy media ujawniły tę wypowiedź. Po nim sprawą zainteresowała się prokuratura. W czasie śledztwa przesłuchano samego reżysera, uczestników dyskusji w klubie Ronina. Sporządzono stenogram z nagrania oraz obejrzano materiały telewizji Polsat, która nagrała wystąpienie. – za „Rzeczpospolita”)

BRAUN: Nie popadam w nadmierny entuzjazm. Dwa tygodnie temu, kiedy stawiłem się w prokuraturze na jej żądanie, wezwałem Panią prokurator, żeby zaniechała dalszego ośmieszania swojego urzędu i państwa polskiego. Oświadczyłem, że żadnych wyjaśnień pani prokurator ani innym przedstawicielom tej instytucji składać nie będę. Prokuratura samym podjęciem sprawy, wszczęciem dochodzenia z donosu prasowego, dała dowód swojej politycznej dyspozycyjności. Pani prokurator, osobiście z każdym głupstwem chodząca piętro wyżej do swoich przełożonych w prokuraturze dla Warszawy Śródmieścia, dała wyraz swojej kompletnej indolencji i niesamodzielności. Pozostało mi tylko wezwać ją do tego, żeby nie marnowała więcej grosza publicznego, kontynuując tę sprawę. Przypomnę, że prokuratura jesienią i zimą ubiegłego roku uczestniczyła w nagonce, której elementem było m.in. rozpuszczanie fałszywych wieści, jakobym unikał kontaktu z organami ścigania i wymiarem sprawiedliwości. Więc ostatecznie dobrze się stało, że prokuratura nie brnie dalej w samoośmieszającej akcji. Ale to jest tylko jedna z kilku spraw.

Jakie są jeszcze?

12 kwietnia minęło pięć lat od czasu, kiedy we Wrocławiu poturbowany przez policję poskarżyłem się, a w efekcie sam stanąłem wobec oskarżenia o rzekomą napaść fizyczną i werbalną na funkcjonariusza policji. Ten proces w kolejnych odsłonach trwa – trzeba to podkreślić – już pięć lat. W tym miesiącu co tydzień stawałem w sądzie. W maju wyznaczono następne terminy sądowe i końca nie widać. W trakcie rozpraw wychodzą na jaw kłamstwa i matactwa policji państwowej i prokuratury, a także sędziów w poprzednich składach. 18 kwietnia bardzo dobitnie zostało zaprotokołowane zeznanie potwierdzające fakt fałszerstwa w dokumentacji sporządzonej pięć lat temu przez policję. Jej wiarygodność stara się podtrzymać prokuratura z pomocą kolejnych sądów. Sąd w aktualnym składzie postanowił wreszcie po pięciu latach przesłać protokół rozprawy do prokuratury – w trybie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Zobaczymy, czy teraz prokuratura sama siebie zaaresztuje i wystąpi przeciwko sobie w tej sprawie. Bo prokuratorzy są tu niewątpliwie współsprawcami przestępstwa. To ewidentne fałszerstwo kryli przez pół dekady. Byłoby to śmieszne, jak w sztuce „Policja” Sławomira Mrożka, gdyby policjanci i prokuratorzy sami zaczęli się ścigać. Zobaczymy, jak władza ludowa wybrnie z tego problemu.

A z kolei w Warszawie prokuratura przesłała do sądu akt oskarżenia z zarzutami podobnymi do tych, które postawiono mi pięć lat temu we Wrocławiu. Zarzuca mi się napaść na funkcjonariusza policji i zakłócanie „miru domowego” na Cmentarzu Powązkowskim jesienią ubiegłego roku.

A jak skończyła się sprawa z prof. Janem Miodkiem?

Ta trwa najdłużej. Ostatnio otrzymałem dobrą wiadomość ze Strasburga. Tamtejszy trybunał będzie rozpatrywał moją skargę na państwo polskie w sprawie, w której w trzech instancjach zostałem skazany na kary finansowe i wezwany do przepraszania za mówienie prawdy o biografii wybitnego językoznawcy Jana Miodka z Wrocławia, czyli TW „Jam”. Ta wiadomość oznacza tyle, że Trybunał strasburski nie znalazł żadnej wady w skardze, która została sporządzona przez mecenasa Stefana Hamburę i przesłana trzy lata temu. Wyroki skazujące mnie na wysokie kary finansowe i nakazujące mi przepraszanie za mówienie prawdy zapadły pięć lat temu. Teraz sprawa ma wejść na wokandę międzynarodową. Nikt nie da gwarancji ostatecznego wyniku, ale dobre i to. Jeszcze raz przy tej okazji mogę oświadczyć, że nikogo za mówienie prawdy nie przepraszałem i przepraszać nie będę. Zaznaczam, że wszelkie przeprosiny w tej sprawie, które zostałyby opublikowane pod moim nazwiskiem, nie będą mojego autorstwa. Prawo w Polsce pozwala wykorzystać wyroki zapadłe w sądach postpeerelowskich w taki sposób, żeby TW „Jam” sam się w moim imieniu gdzieś publicznie przeprosił. Bardzo proszę o zanotowanie i kolportowanie tej informacji, że jakiekolwiek w tej sprawie przeprosiny nie będą pochodziły ode mnie.

(źródło tekstu: NCZ! 2013; zdjęcie otwierające artykuł za: grzegorzbraun.pl)

REKLAMA