Michalkiewicz: Przypadek prof. Jasiewicza czyli jak odróżnić uczonego od osła?

REKLAMA

„Osły i uczeni do środka!” Ta słynna napoleońska komenda powinna zostać umieszczona przed głównym wejściem do Pałacu Staszica w Warszawie, gdzie, jak wiadomo, mieści się siedziba Polskiej Akademii Nauk.

To znaczy powinna oczywiście, ale w postaci zmodyfikowanej: osły do środka – uczeni won! No dobrze – ale jak odróżnić uczonego od osła?

REKLAMA

To trzeba wiedzieć na pewno, bo w przeciwnym razie w Polskiej Akademii Nauk pojawią się osoby niepożądane, co zakłóci panujący tam nastrój dobrego samopoczucia. Przyczynę tego nastroju już dawno wykrył Franciszek ks. de La Rochefoucauld zauważając, że „nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, każdy – ze swego rozumu”. Zatem żeby nic nie zakłócało błogiego nastroju, precyzyjna odpowiedź na pytanie, jak odróżnić uczonego od osła, musi zostać udzielona. Nie wydaje się to specjalnie trudne. Uczony kieruje się prawdą, podczas gdy osioł kierowany jest odruchem stadnym. Bardzo dobrą ilustracją tej prawidłowości jest przypadek pana profesora Krzysztofa Jasiewicza, który właśnie został odwołany ze stanowiska kierownika Zakładu Analiz i Problemów Wschodnich za udzielenie pismu „Focus” wywiadu uznanego za „antysemicki”.

Charakterystyczne jest, że żaden z krytyków profesora Jasiewicza nie podważył trafności ani jednego stwierdzenia z tej rozmowy, ba – nawet tego nie próbował! Ta powściągliwość pokazuje, że ci krytycy nie kierowali się żadnym kryterium prawdy, tylko odruchem stadnym. Każdy porykiwał lub pobekiwał wedle obyczaju oślego lub baraniego – w zależności od tego, do jakiej kategorii należy. Zwolnienie prof. Krzysztofa Jasiewicza z funkcji kierownika wspomnianego Zakładu dowodzi zaś, że połączone stada uznały, iż funkcje kierownicze w PAN mogą pełnić wyłącznie żydofile.

Nie jest to specjalnym zaskoczeniem, bo za komuny PAN w ogóle powstała dla roztoczenia politycznej kurateli nad polskim życiem naukowym, a wiadomo nie od dziś, że na takich kuratorów najlepiej nadają się osły albo barany.

Prawdziwy uczony nigdy by się takiej policyjnej funkcji nie podjął, to jasne. Policjantowi bowiem w zasadzie wszystko jedno, czego pilnuje – czy „odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego, czy „antysemityzmu” – podczas gdy prawdziwy uczony, jak już wspomniałem, kieruje się przede wszystkim prawdą.

Po drugie: casus pana prof. Jasiewicza dowodzi, że stado źle się czuje w towarzystwie prawdziwych uczonych, czemu skądinąd trudno się dziwić. Pamiętamy, że np. były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju, pan Lech Wałęsa, czuł się nieswojo w roli „mędrca Europy”, w jakiej obsadził go pan premier Tusk. W tej sytuacji nie można wykluczyć, że prof. Jasiewicz w ogóle zostanie z Polskiej Akademii Nauk wyeliminowany, żeby już nic nie zakłócało stadnej harmonii. Jako znany liberał nie mam nic przeciwko temu, by każdy swobodnie dobierał sobie towarzystwo, jakie mu odpowiada. Niejasne jest tylko jedno: na jakiej właściwie zasadzie PAN korzysta z pieniędzy zrabowanych podatnikom

pod pretekstem „wspierania nauki”. Czyż taka działalność Polskiej Akademii Nauk ma cokolwiek wspólnego z nauką – oczywiście poza sprawowaniem nad nią policyjnego nadzoru?

Taki nadzór nie jest przecież żadnym „wspieraniem nauki”, przeciwnie – nieuchronnie prowadzi do szamaństwa i tylko patrzeć, jak pod egidą PAN dojdzie w naszym nieszczęśliwym kraju do renesansu kultu Trofima Łysenki i rozkwitu innych, nowoczesnych zabobonów.

REKLAMA