Ludzie luźni. Awangarda I Rzeczpospolitej

REKLAMA

Zależał od nich los całego kraju, a mimo to praktycznie nie istnieją dziś w zbiorowej świadomości Polaków. Nie godząc się na nieuczciwy system społeczny, żyli wbrew narzuconym im ograniczeniom i udowadniali, że wolność jest najważniejszą wartością.

W tygodniku „Do Rzeczy Historia” opublikowano niedawno felieton Bronisława Wildsteina (tekst pt. „Spadkobiercy”, nr 7/2013), w którym autor ostro krytykował tworzenie negatywnego wizerunku doli chłopów w czasach republiki szlacheckiej. Wprawdzie „trudno akceptować dziś status niewolnych chłopów”, pisze Wildstein, lecz jednocześnie uważa, iż „republikańska tradycja I Rzeczypospolitej nie polegała na pańszczyźnie, ale idei obywatelskości, i dzięki wspólnej kulturze wszyscy jesteśmy jej spadkobiercami”. Ta ocierająca się o rozdwojenie jaźni apologia została wywołana u znanego publicysty tekstem w „Gazecie Wyborczej”, w której jeden z publicystów bardzo słusznie stwierdził, iż jako potomek chłopów nie czuje się spadkobiercą polskiej kultury, która do XIX wieku była praktycznie całkowicie szlachecka. Wildstein poczuł się więc zobowiązany, aby przyrównać ten rodzaj krytyki do komunistycznej propagandy, co oczywiście w przypadku środowiska „Wyborczej” jest uzasadnione, lecz samo wskazywanie na niewolniczy charakter życia chłopów w I RP nie musi wcale wypływać z komunizmu.

REKLAMA

Tym odmiennym punktem widzenia, który uprawnia do miażdżącej krytyki szlacheckiej dyktatury jest libertarianizm, jakże odmienny zarówno od zapatrywań Wildsteina, jak i publicystów „Wyborczej”. W perspektywie filozofii wolności Rzeczpospolita była od co najmniej XV wieku państwem totalitarnym, w którym szerokie masy ludności były traktowane jako własność rzekomo lepiej urodzonych (Pisałem o tym na łamach „NCz” już wcześniej, m.in. w tekście „Mrzonka republiki” nr 18-19/2013). Świadczyły o tym chociażby przekonania samych Sarmatów. Za Marcinem Kromerem (1512-1589) wielu „wybitnych” myślicieli I RP powtarzało niezwykle głupią teorię, wedle której Sarmaci wywodzili się od Seta, syna Adama, a polscy chłopi od Chama, wyrodnego syna Noego. Zgodnie z tą żałosną (lecz okrutną w skutkach) teorią Sarmaci rodzili się, by rządzić, a chamy, by być rządzonymi. Tego typu opini nie wygłaszał żaden margines opinii publicznej, lecz wiodący „myśliciele” Rzeczpospolitej.

Ponieważ świat Sarmatów i chamów został ostatecznie pogrzebany w Polsce przez marksizm, dla publicystów w rodzaju Wildsteina wszyscy krytycy tamtych czasów stają się automatycznie „marksistami”. Ciężko się dopatrzyć w tym jakiegokolwiek sensu, lecz warto mieć na uwadze, iż nawet w tych ponurych czasach żyło wiele osób, którym udawało się przełamywać „republikańskie wartości” i żyć z godnością.

Bohaterami zbiorowej wyobraźni z czasów szlacheckiego totalitaryzmu są najczęściej postaci z powieści Sienkiewicza. Dzielni wojownicy, którzy bili się z Turkami, Szwedami i Ukraińcami w interesie swojego państwa. Uosobieniem tej cukierkowej wizji tamtego okresu jest miesięcznik „W Sieci Historia”, w którym można przeczytać wiele o rzekomo wielkich i bohaterskich wyczynach Sarmatów. W tekstach okraszonych kolorowymi rysunkami i malowidłami ciężko jednak wyczytać cokolwiek o prawdziwym obliczu życia większości Polaków – prawdopodobnie również ze względu na irracjonalne przekonanie, iż jakakolwiek krytyka tamtych czasów prowadzi do marksizmu.

Brakującym elementem w opisie I Rzeczpospolitej pozostają do dziś ludzie wolni, zwani też ludźmi luźnymi. Wspomina się o nich tylko zdawkowo, lecz to właśnie oni byli największymi bohaterami tamtych czasów. Podczas gdy zdecydowana większość chłopów żyła w niewoli u swych panów, zdana na ich dobrą lub złą wolę, tysiące ludzi decydowało się na życie poza tą strukturą, bez stałego miejsca zamieszkania. Bycie poddanym szlachcica dawało wielu osobom pewne iluzoryczne bezpieczeństwo, pomimo wszelkich nadużyć, dlatego zdecydowana większość osób pokornie godziła się ze swym losem. W tamtych czasach nie było zresztą dokąd uciec. W całej Europie panowały podobne stosunki społeczne, a emigracja na inne kontynenty była jeszcze niemożliwa.

Statuty piotrowskie

Ludzie luźni decydowali się więc na wędrowny styl życia, gdyż osiedlenie się wiązałoby się automatycznie z przypisaniem ich do konkretnego szlachcica jako ich pana. Tułali się więc od domu do domu, licząc na przychylność ludzi, ale często też przebywali w miastach, gdzie wynajmowali dla siebie izby na zimę. Ponieważ wyłamywali się z systemu, spotykały ich za to represje. Statuty Jana Olbrachta z 1496 (tzw. statuty piotrkowskie) zakazywały więc przebywania ludziom luźnym w mieście bez posiadanego listu pańskiego. Jednocześnie król zarządził, że schwytanych luźnych wolno było dowolnemu szlachcicowi przymusić do pracy na polu i ogrodzie.

Przepisów tych nie przestrzegano jednak nigdy z całą surowością, gdyż ludzie luźni byli paradoksalnie dla szlacheckiego państwa zbyt ważni, aby ich się całkowicie pozbywać. Rzeczpospolita sarmacka była klasyczną republiką, czyli państwem opartym na zbożowej arystokracji żerującej na zniewolonych masach. Jak jednak wiadomo, niewolnicy są kiepskimi i niewydajnymi pracownikami, gdyż posiadają znikomą motywację do pracy. W Rzeczpospolitej istniał jednak ogromny popyt na pracę w czasie żniw, które były kluczowym momentem dla całej gospodarki tego rolniczego kraju. Szlachta celowo upośledzała rzemieślnictwo i branże stanowiące zalążki przemysłu, gdyż zgodnie z jej republikańską ideologią tylko rolnictwo było godnym źródłem utrzymania dla Sarmaty, a też i na nic więcej „rasy panów” nie było zwyczajnie stać.

Dlatego też ludzie wolni byli kluczowi w czasie żniw jako brakujące ręce do pracy, gdyż można było ich zmotywować większym zarobkiem. W czasie żniw tzw. wolny był w stanie zarobić więcej niż chłopi osiedli w dobrach szlacheckich przez cały rok. Szlachta i magnaci zabiegali o nich, kusząc ich dobrymi zarobkami, gdyż wiedzieli, iż to właśnie od wolnych zależało powodzenie zbiorów oraz ich własne zyski. Rynek pracy sezonowej ludzi wolnych był jednym z niewielu rynków, do jakich dopuszczali Sarmaci.

Zarobione w czasie pracy sezonowej pieniądze sprawiały, że ludzie luźni mogli w sprzyjających warunkach pozostałą część roku spędzać praktycznie tak, jak chcieli, unikając oczywiście osób, które chciałyby ich zniewolić. Naturalnym miejscem ich pobytu były oczywiście miasta, gdzie nie sięgała pańska jurysdykcja. Tam wielu z nich opijało się w karczmach, lecz doprawdy ciężko się temu dziwić, biorąc pod uwagę fakt, iż nie wolno im było nigdzie osiąść.

Hultaje

Sarmaci byli wściekli na luźnych (choć jednocześnie świadomi ich znaczenia), dlatego bardzo szybko przystąpili do tworzenia odpowiedniej propagandy, mającej sprawić, aby ucieczka z pańskich wsi nie stała się zjawiskiem masowym. W ten właśnie sposób powstało określenie hultaj, odnoszące się właśnie do ludzi mających odwagę żyć poza niewolniczym systemem. Szlachecka propaganda nazywała także ludzi wolnych włóczęgami, a praktykowaną przez nich ucieczkę od niewoli „wielką swawolą”. (Jednocześnie Sarmaci kłamliwie ogłaszali wszem i wobec, że Rzeczpospolita stoi „złotą wolnością”). O sukcesie tej złowrogiej propagandy niech świadczy to, iż słowa te weszły do powszechnego użycia i posiadają na ogół pejoratywny wydźwięk.

O tym, jak wielkie znaczenie dla szlacheckich folwarków posiadali ludzie luźni świadczy także to, iż polscy szlachcice zdecydowanie walczyli z praktykowanym często zatrudnieniem się przez wolnych za granicami kraju. Spory popyt na ich pracę istniał także m.in. na Śląsku, na Morawach, w Prusach, czy też na Węgrzech, dlatego odpowiednie przepisy kładły szczególny nacisk na zarobkową emigrację. Wyłamujący się ze szlacheckiej republiki byli zbyt cenni, aby ich wypuścić poza granice Sarmacji.

Los wolnych nie był szczególnie pomyślny, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę ich nielegalny status prawny. Nie mogąc nigdzie osiąść i rozwijać się jako ludzie, nie posiadając możliwości założenia rodziny, byli skazani na wieczne włóczęgostwo, dla którego jedyną alternatywą był powrót do niewoli. Wysokie zarobki nie były w stanie zrekompensować im oficjalnego statusu banitów we własnym kraju, dlatego ich los był z góry przesądzony.

Nie zamierzam przedstawiać ludzi luźnych jako wolnych od wad, gdyż byłby to obraz sztuczny. W większości nie byli też zapewne to ludzie, którzy decydowali się na takie właśnie życie z głębokich przyczyn ideowych. Nie to jest jednak najważniejsze – najbardziej istotny jest sam fakt, że tysiące osób stawiło czynny opór tyranii Sarmatów i wybrało wolność. Co więcej, ta stosunkowo nieliczna grupa była w stanie znacząco uprzykrzyć życie szlacheckiemu państwu. Pod wieloma względami to właśnie od ich pracy zależał los całego kraju, choć piętnowało ich oficjalne prawo i wszystkie przepisy.

Ludzie wolni byli wielkimi bohaterami, którzy w praktyce poświęcili swoje życie dla dobra wspólnego. To właśnie im, a nie malowanym bohaterom ze szkolnych podręczników i kolorowych gazet o historii należy się prawdziwa chwała. Ich niezgoda na niewolę wyrastała z barbarzyńskich, libertariańskich korzeni naszego narodu, który przez długie wieki walczył z narzuconym mu odgórnie państwem.

REKLAMA