Język polski dla urzędników

REKLAMA

Kancelaria Premiera szuka wykonawcy dla szkolenia „Poprawne językowo redagowanie pism urzędowych” – podała „Rzeczpospolita”. Weźmie w nim udział nawet 256 pracowników, m.in. z Kancelarii Premiera oraz urzędów wojewódzkich. W niewielkich grupach odbędą oni dwudniowy, przyspieszony kurs poprawnej polszczyzny oraz praktycznych aspektów komunikacji z petentami. Kancelaria Donalda Tuska chce, aby urzędniczą nowomowę zastąpił język „precyzyjny, zwięzły”, a jednocześnie „elastyczny i komunikatywny”.

Pierwsze pytanie, które może przyjść do głowy sponsorującemu kurs podatnikowi, dotyczy sposobu selekcji urzędników, których język nie potrafi w prosty sposób wyrazić wszystkiego, co pomyśli głowa. Czy – jak każe logika – na szkolenie pojadą osoby najmniej kompetentne (najbardziej potrzebujące pomocy), np. takie, na które było najwięcej skarg od poirytowanych interesantów? Jeśli tak, to dlaczego ich kurs doszkalający opłacą podatnicy, a dwudniowe warsztaty zostaną potraktowane jak delegacje? Od relatywnie dobrze zarabiających pracowników administracji centralnej, którzy w pracy mają służyć kompetentną pomocą zrzucającym się na ich wynagrodzenia klientom, można wymagać odpowiednich umiejętności językowych i interpersonalnych. Z całą pewnością należało je też sprawdzić w momencie przyjmowania do pracy. Oczywiście całkiem możliwe, że szkolenie językowe to jedynie pretekst do sympatycznego spędzenia czasu. Warsztaty, które odbędą się w drugiej połowie roku, zostaną zorganizowane w… „jednym z warszawskich hoteli”! Nietrudno sobie wyobrazić scenariusz, w którym w ciągu dwóch dni urzędnicy znajdują czas na to, aby połączyć przyjemne z pożytecznym i rozwój umiejętności językowych wzbogacić o część integracyjną. Staropolskie metody wspomagające przełamywanie barier komunikacyjnych są powszechnie znane…

REKLAMA

Nasze wątpliwości nie zmieniają faktów wypunktowanych w minionym roku przez Radę Języka Polskiego (RJP), która na zamówienie marszałka Senatu zbadała urzędnicze umiejętności posługiwania się językiem polskim. Zapowiedziane szkolenie to – nieoficjalnie – efekt rzeczonej analizy. Podstawowy wniosek płynący ze „sprawozdania ze stanu ochrony języka polskiego w latach 2010-2011” jest jasny. Urzędnicy (w znakomitej większości legitymujący się wyższym wykształceniem) „nie umieją bądź nie chcą albo się boją” pisać językiem poprawnym, ale i prostym. Językoznawcy przeanalizowali strony internetowe m.in. Narodowego Funduszu Zdrowia, a także niektórych ministerstw (m.in. Ministerstwa Edukacji Narodowej, Szkolnictwa Wyższego i Nauki, Kultury i Dziedzictwa Narodowego). – Teksty zamieszczane na witrynach internetowych tych instytucji są pisane stylem typowo urzędowym, który może jest zrozumiały dla urzędników, ale na pewno nie dla zwykłych odbiorców – ocenił prof. Andrzej Markowski, przewodniczący RJP. Plagą jest np. nadużywanie „wyrazów obcych a modnych” („workshop” zamiast „warsztaty”, „destynacja” zamiast „miejsce docelowe”) oraz imiesłowów i rzeczowników odsłownych, formułowanie przesadnie długich zdań, a także liczne błędy interpunkcyjne i gramatyczne. Uwagę specjalistów zwróciło także nadużywanie unijnych „brukselizmów”.

– Urzędnicy często uważają, że znakiem ich kompetencji jest umiejętność stosowania trudnej terminologii – ocenił wiceprzewodniczący RJP prof. Jerzy Bralczyk. – Chcą w ten sposób wykazać swoją wyższość nad petentem – dodała filolog prof. Halina Zgółkowa.

Co ciekawe, pierwszym pomysłem na rozwiązanie problemu niedostatecznych kompetencji językowych zaproponowanym przez sejmową Komisję Kultury było… zwiększenie zatrudnienia w departamentach odpowiedzialnych za redagowanie urzędowych tekstów! Posłowie postulowali m.in. „zapewnienie w nich udziału językoznawców”! – Jeśli ktoś reprezentuje państwo, powinien poczuwać się do obowiązku dbałości o język, który jest jednym z najważniejszych dóbr narodowych – uzasadniała Barbara Bubula (PiS), z wykształcenia polonistka i filolog klasyczny, a służbowo przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu Obrońców Języka i Literatury Polskiej.

W tym kontekście widać, że szkolenia, których rynek obecnie rozpoznaje Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, są mniejszym – bo tańszym niż dodatkowe etaty – złem. Budżet warsztatów nie jest jeszcze znany. Według ustaleń „Rzeczpospolitej”, będzie to ok. 110 tys. zł.

Na koniec warto przytoczyć wypowiedź prof. Haliny Zgółkowej, która problem niedostatecznych kwalifikacji pracowników administracji proponowała rozwiązać systemowo. Umiejętności językowe wystarczy sprawdzać już podczas naboru do pracy! – W różnych instytucjach bada się znajomość angielskiego, prosząc przykładowo o przeprowadzenie rozmowy telefonicznej. Nie rozumiem, dlaczego gorszy ma być język polski – uzasadniła.

REKLAMA