Pożarty przez rebeliantów. Żałosny koniec Samuela Doe
Samuel Doe niemal natychmiast pokazał na co go stać. W pierwszej kolejności przyznał sobie stopień generalski i ogłosił się prezydentem. Następnie zabrał się za czystki polityczne, przeprowadzając publiczną egzekucję 13 ministrów z poprzedniego rządu.
Na ich miejsce powołał swoich współplemieńców, którzy jednak nie mieli zielonego pojęcia o tym, jak kierować państwem. Nastąpiła całkowita zapaść. Nie było światła, zamknięto sklepy, zamarł ruch na nielicznych drogach. Aby utrzymać się przy władzy dyktator sięgnął po sprawdzone przez poprzednika metody. Spirala przemocy rozkręciła się na dobre. Ofiary szły już w tysiące. Teraz to Doe stał się znienawidzonym tyranem, a po władzę rękę wyciągnął Charles Taylor – były przyjaciel prezydenta. Rewolta, która wybuchła w grudniu 1989 r., szybko ogarnęła cały kraj, ale w łonie samych powstańców nastąpił rozłam. Pojawiła się kolejna siła z niejakim Prince’em Johnsonem na czele. Liberię plądrowały już trzy frakcje.
Sytuacja w końcu zaniepokoiła przywódców innych krajów Afryki Zachodniej, którzy postanowili interweniować. Kontyngent wysłany przez Nigerię dotarł do portu w Monrowii latem 1990 r. Dziewiątego września Samuel Doe zdecydował, że musi na nabrzeżu osobiście powitać swoich wybawców. To był błąd, za który zapłacił śmiercią w strasznych męczarniach.
Samuel Doe w rękach rebeliantów
Mercedes dyktatora wpadł w zasadzkę zorganizowaną przez ludzi Johnsona. Zginęła cała obstawa. Doe został kilkukrotnie ranny w nogi, co skutecznie uniemożliwiło mu ucieczkę, ale był to dopiero początek jego cierpień. Rebelianci poddali go okrutnym torturom, mającym na celu zdobycie numeru jego szwajcarskiego konta. Najpierw oprawcy przez kilkadziesiąt minut bili i kopali swoją ofiarę. W efekcie twarz Doe spuchła do tego stopnia, że prawie nic nie widział i miał ogromne problemy z mówieniem. Jednakże to nie wystarczyło, aby skłonić go do wyjawienia sekretu wartego miliony.
W tej sytuacji Johnson – który wszystko spokojnie nadzorował – kazał torturowanemu obciąć uszy, co też niezwłocznie zrobiono. Na nic się to zdało, obalony dyktator najwyraźniej miał zamiar zabrać do grobu swoją tajemnicę. Jak zauważył Ryszard Kapuściński:
Teraz Johnson właściwie nie wie, co robić dalej. Kazać mu uciąć nos? Rękę? Nogę? Najwyraźniej nie ma pomysłu. Zaczyna go to nudzić. – Zabierzcie go stąd! – rozkazuje żołnierzom, którzy wezmą go na dalsze tortury […]. Doe, katowany, żył jeszcze kilka godzin i umarł z upływu krwi.
Następnie zwłoki zostały poćwiartowane i częściowo zjedzone przez ludzi Johnsona. Tak wyglądał żałosny koniec sierżanta, marzącego o byciu dyktatorem. Warto dodać, że cały ten krwawy spektakl został nagrany na taśmę wideo, która szybko stała się: największą atrakcją na rynku mediów.