JACEK LASKOWSKI. „KOLOROWE JARMARKI”PRZYNIOSŁY MU SUKCES I… WIELKIE PROBLEMY

REKLAMA

Piosenkę o „pierzastych kogucikach” i „balonikach na druciku” nuciło Opole i cała Polska. Za tak ogromną popularność Janusz Laskowski musiał jednak słono zapłacić.

Zanim poruszył telewidzów, wykonując” Kolorowe jarmarki” na festiwalu w Opolu, miał już na swoim koncie dwa przeboje: „Beatę z Albatrosa” i „Żółty jesienny liść”. W pierwszym z nich śpiewał:

REKLAMA

„SIEDEM DZIEWCZĄT Z ALBATROSA, TYŚ JEDYNA/ DZIŚ POZOSTAŁ MI TO TOBIE SMUTEK, ŻAL/ MIAŁAŚ WTEDY 17 LAT DZIEWCZYNO/ W AUGUSTOWIE PIERWSZY RAZ UJRZAŁEM CIĘ”.

Tę piękną, sentymentalną melodię skomponował w wieku 20 lat. Było to podczas wakacji 1964 lub 1965 r., które spędzał w Augustowie, grając na dancingach w miejscowej restauracji o nazwie „Albatros”. Spodobała mu się wówczas nastolatka pracująca w tym lokalu i właśnie jej poświęcił piosenkę. Wprawdzie artysta nigdy tego faktu nie potwierdził, ale też nie zaprzeczył. – Nie ma dymu bez ognia – powiedział tajemniczo w jednym z wywiadów.

Kim jest Beata?

Przez całe lata entuzjaści tego przeboju starali się ustalić adresatkę. – Kobieta ma dzisiaj rodzinę, męża, wnuki – opowiadał „Faktowi” jeden z mieszkańców Augustowa. – Jak wyglądała? Podobno była szczupłą blondynką z długimi, falującymi lokami. Pół miasta się w niej kochało. Piosenka do dzisiaj cieszy się popularnością i jest stałym punktem w repertuarze każdego szanującego się gitarzysty przy obozowych ogniskach. A szczególnie już w letnie wieczory na Pojezierzu Augustowskim. Znajduje się też w repertuarze zespołów weselnych i dancingowych.

czytaj też: Atak serca, uremia, a może otrucie? Tajemnica śmierci Stefana Batorego

Życiowym sukcesem Janusza Laskowskiego okazały się jednak „Kolorowe jarmarki”. Nikt, włącznie z twórcami, nie spodziewał się, że to będzie aż tak wielki przebój. Zaczęło się od przypadkowego spotkania dziennikarza i autora tekstów, Ryszarda Ulickiego z Laskowskim. Ulicki nie przepadał za twórczością pana Janusza, zmienił jednak zdanie, gdy przypadkowo obejrzał jego koncert w Koszalinie, gdzie występował wraz z Trubadurami.

                     Jacek Laskowski u szczytu kariery

Gdy miesiąc później panowie spotkali się w rozgłośni radiowej, literat na poczekaniu napisał tekst „Kolorowych jarmarków” i wręczył go Laskowskiemu. – Jechałem nocnym pociągiem do Białegostoku – wspominał muzyk w rozmowie z Adamem Halberem. – W przedziale byłem sam. Wyjąłem gitarę i po cichu, aby nie przeszkadzać podróżnym, zacząłem komponować melodię. Zanotowałem pierwszą zwrotkę, doszedłem do refrenu, ale nie skończyłem. Położyłem się spać. Po powrocie do domu tekst schowałem do biurka i na długi czas o nim zapomniałem.

Świadkiem rozmów Ulickiego i Laskowskiego był członek Trubadurów, Ryszard Poznakowski, który wspomniał o piosence dyrektorowi artystycznemu festiwalu opolskiego, Jonaszowi Kofcie. Laskowskiego zaproszono na przesłuchanie. Zaprezentował nieukończoną piosenkę, bez refrenu. Wystarczyło, aby zakwalifikować go do udziału w konkursie.

Utwór zaśpiewany na estradzie festiwalu w Opolu wywołał burzę. Wprawdzie publiczność przyjęła go niezwykle gorąco, lecz komisja konkursowa była innego zdania. Jej członek, krytyk muzyczny Andrzej Wróblewski, przyznał „Kolorowym jarmarkom”… zero punktów. Co więcej – wstał ze swojego miejsca i tabliczkę z tą liczbą zaprezentował widzom i kamerom telewizyjnym. Artysta otrzymał jednak Nagrodę Dziennikarzy i Nagrodę Publiczności. Dużo się o nim mówiło i pisało.

Ukradła czy nie?

Piosenką zachwyciła się sama Maryla Rodowicz. Szybko doszła do porozumienia z twórcami utworu i w tym samym roku zaprezentowała go na Festiwalu w Sopocie. Nawiązując do tekstu piosenki, zrobiła to w sposób jarmarczno-cyrkowy. Akompaniowała sobie na gitarze, na plecach miała bębny, towarzyszyły jej stałe atrybuty wiejskich jarmarków: gołębie w klatce, klauni, producenci waty cukrowej i specjaliści od ostrzenia noży i nożyczek. Wszystko to zafrapowało widzów, Maryla dostała Nagrodę Publiczności, a piosenka stała się wielkim przebojem także w ZSRR, gdzie swoją wersję nagrał Walery Leontiew.

– Myślałem, że będę… pierwszym radzieckim milionerem – wspominał po latach Ulicki. – Ale gdy zaczęli płacić tantiemy, rubel poleciał tak w dół, że starczyło tylko na kolorowy telewizor Rubin.

REKLAMA