„Bezprizorni”. Miliony zdziczałych dzieci. Przemilczany problem Związku Sowieckiego

REKLAMA

Głód, patologia i tajna policja

Metodą na pozbycie się problemu miało być jego usunięcie siłą. A któż nadawałby się do tego lepiej niż okryci złą sławą czekiści? Funkcjonariusze czerezwyczajki otrzymali więc rozkaz wyłapywania (dosłownie wyłapywania) małych bezprizornych. Nie było to wcale łatwe zadanie.

REKLAMA

             Bezdomne dzieci na ulicach Kazania, lata 20-te XX wieku

Malcy potrafili wciskać się w najróżniejsze dziury i kryć się w miejscach, które zwykłemu człowiekowi nie przyszłyby na myśl. W dodatku niektórzy już w wieku kilku lat zostawali małymi bandytami, więc czekiści musieli mieć się na baczności.

czytaj też: Prezydent wszystkich niewolników. Hipokryzja Georga Washingtona

Czy gdyby zebrała się większa grupa takich młodych-starych bandytów to czy szukający ich w ciemnych zaułkach Moskwy pojedynczy czekiści powinni czuć się pewnie i bezpiecznie?

Dziewczęta wcale nie były lepsze.

Może i nie zabijały dorosłych, ale czy dzieciobójstwo to nie morderstwo? Wedle szacunków, ponad osiemdziesiąt procent bezprizornych dziewcząt w wieku około dwunastu lat miało już za sobą przynajmniej jedną ciążę. A jakie szanse na przeżycie miało niemowlę, którego matka była bezdomnym dzieckiem, a ojciec był najczęściej nieznany? Sierociniec? Na progu obcego domu z nadzieją, że ktoś je przygarnie? Śmietnik? Żadna z tych opcji nie wydaje się dobra.

Zwykli ludzie mieli zbyt wiele własnych problemów, żeby jeszcze brać odpowiedzialność za bękarta-podrzutka. Pozostawały sierocińce, które mimo, że Nadieżda Krupska gwałtownie temu zaprzeczała w wypowiedziach dla zagranicznych mediów, były w rzeczywistości zwykłymi umieralniami.

                       Dziewczynki wcale nie były lepsze...

Środowisko bezprizornych było na wskroś patologiczne. Te dzieci łącząc się w bandy uprawiały rozboje, kradły, napadały na ludzi, parały się nierządem (ponownie cytując Sylwię Frołow, jak grzyby po deszczu powstawały pedofilskie domy publiczne).

Stada bezprizornych były siedliskami różnych chorób – świerzbu, gruźlicy, wszawicy i przeróżnych wenerycznych. Do tego nawet malcy uzależniali się od alkoholu, papierosów i środków odurzających.

Wobec dysproporcji siły pomiędzy dorosłymi a małymi bezprizornymi, jedyną ich szansą było łączenie się w większe grupy. Jednak nawet wówczas nadal zagrożone były biciem i przemocą seksualną. Wiele spośród nich padało ofiarą bezlitosnych morderstw, wszak skoro rodzice siedzieli w gułagu lub gnili w grobie nie było nikogo, kto głośno upomniałby się o los małych szkodników…

czytaj dalej

REKLAMA