Dueholm: Muzeum Biblii pod ostrzałem lewicy

REKLAMA

Kontrowersyjny fundator?

W muzeum znajduje się podobno ponad 40 tys. artefaktów i nie da się ich wszystkich zobaczyć nawet w trakcie jednego całego dnia poświęconego na zwiedzanie. Organizatorzy zapraszają do wykupu specjalnego członkostwa, umożliwiającego sponsorowanie rozwoju muzeum, wielokrotne jego zwiedzanie i dostęp do wyjątkowych atrakcji. Niestety instytucja nie znalazła dużego uznania w amerykańskich mediach. Od początku upublicznienia informacji o budowie, została ona uznana za kontrowersyjną. Wszystko wzięło się z tego, że muzeum ufundował ze swojej fortuny chrześcijański biznesmen Steve Green, szef sieci sklepów Hobby Lobby, pochodzący z bardzo religijnej rodziny. Green nie jest lubiany przez świat lewicy. Znany jest bowiem z przekazywania dużych pieniędzy organizacjom chrześcijańskim. A do tego jego sklepy dla hobbystów (z różnymi typami materiałów) nie są otwarte w niedzielę. W 2014 roku Green zaskarżył do Sądu Najwyższego przymus zawarty w ustawie zdrowotnej prezydenta Obamy (tzw. Obamacare), który zobowiązywał pracodawców do finansowania ubezpieczeń środków poronnych. I wygrał. Muzeum zostało również przedstawione w otoczce skandalu, w który miał być zamieszany Green.

REKLAMA

Nielegalne artefakty?

Media donosiły, że część z jego artefaktów objęto śledztwem federalnym z powodu nielegalnego sprowadzenia ich z Iraku. Według „Business Insider”, tysiące z nich zostało skonfiskowanych, a Green musiał zapłacić 3 mln dolarów w ramach ugody z Departamentem Sprawiedliwości. Jak tłumaczono, po wysłaniu przez dealerów z Emiratów i Izraela gliniane tabliczki z pismem klinowym, które prawdopodobnie zostały skradzione w Iraku, przekroczyły granicę pod fałszywą nazwą jako „próbki ceramicznych lub glinianych kafelków”, a jako kraj pochodzenia wpisano Turcję i Izrael. Departament Sprawiedliwości wyjaśnił, że zatrzymując dostawę artefaktów, chronił kulturalną własność Irakijczyków, dla których przedmioty te były bezcenne. Czy Green stał się ofiarą nieuczciwych sprzedawców, czy sam kazał swoim przedstawicielom przymknąć oko na szczegóły podejrzanej transakcji – tego nie wiem. Tak czy owak, wziął za to odpowiedzialność i za to zapłacił. Od 2009 roku Green kupował manuskrypty, antyki i inne materiały, których w 2010 roku uzbierało się ponad 5,5 tys., a zakupy opiewały na sumę 1,6 mln dolarów. Lewicowe media, dla których prawo własności znaczy dużo mniej niż dla prawicy, nie potrafiły jednak docenić, że wydał na nie prywatne pieniądze (i podjął się ich zakupu na własne ryzyko) i że być może w ten sposób próbował ratować je przed całkowitym zniszczeniem.

Protestanckie muzeum?

Media atakowały Greena i jego działalność na różne sposoby. Przed swoim otwarciem jego placówka została skrytykowana za promocję jednej, konkretnej wizji Biblii, tj. za swój protestancki charakter. Media (dodajmy, że świeckie, jeśli nie tworzone piórem ateistycznych dziennikarzy) obawiały się, czy zostanie zachowana równowaga pomiędzy „faktami zawartymi w Biblii a religią”. Prywatnemu fundatorowi odmówiono w ten sposób prawa do zbudowania instytucji wedle własnej wizji. I choć w USA nie brakuje protestantów uprzedzonych do katolików, a nawet im wrogich, trudno doszukać się w Muzeum Biblii rażącego antykatolickiego charakteru. W muzeum znajduje się obecnie sala poświęcona Bibliotece Watykańskiej, gdzie można obejrzeć film na jej temat, ukazujący ją w samych superlatywach. Dzięki niemu zwiedzający dowiedzą się, że Kościół katolicki nie był bynajmniej hamulcem rozwoju nauki (a wręcz był jej motorem). Niestety ekspozycja zawiera w większości kopie, więc trudno uznać ją za szczególnie atrakcyjną. Przy okazji innej wystawy wspomniana jest historia Galileusza, z właściwym wyjaśnieniem, że został on zamknięty w areszcie domowym nie za swoje poglądy naukowe, ale religijne (podobna prezentacja znajduje się w Muzeum Inkwizycji w Cartagenie, w Kolumbii). Watykan współpracuje z twórcami muzeum, podobnie jak przedstawiciele różnych odmian protestantyzmu i judaizmu, więc jest gwarancja tego, że każda z tych grup wyznaniowych znajdzie w nim jakieś odzwierciedlenie. Trudno jednak oczekiwać, że ewangelik Green będzie sponsorował i tworzył katolickie muzeum Biblii. Do takiej roli nie powinno brakować ludzi w Europie.

Atak na muzeum przed jego otwarciem pokazuje wrogość amerykańskich mediów do chrześcijaństwa i ukazuje, jak bardzo Amerykanom, a przede wszystkim dziennikarzom, potrzebne są biblijne wykształcenie i religijna edukacja. Tylko czy z niej skorzystają? Green oferuje ją im nawet za darmo.

REKLAMA