
Mieszkańcy małej irlandzkiej miejscowości zostali zmuszeni do przyjęcia ponad stu imigrantów. Odbyło się to przy całkowitej pogardzie rządu dla ich opinii.
93% procent liczącej sobie zaledwie 300 mieszkańców irlandzkiej miejscowości Lisdoonvarna opowiedziało się przeciwko przyjmowaniu do niej imigrantów. Mimo to rząd przeforsował swoją decyzję i rozmieszcza w niej ponad stu przybyszy.
O całej operacji mieszkańcy dowiedzieli się ledwie dwa tygodnie wcześniej.
– Wszystko odbyło się potajemnie. Dwa tygodnie wcześniej nikt nic o tym nie wiedział – mówi pochodzący z miejscowości scenarzysta i filmowiec Miachael Walsch.
Zobacz też: Facebook zbanował szefa kancelarii premiera Węgier. Za video z imigrantami
Mieszkańcy szybko zorganizowali się i przeprowadzili referendum, w którym odrzucili dyktat rządu.
Kontrakt z władzami podpisał jednak właściciel miejscowego hotelu. Dla niego imigranci oznaczają dochody rzędu dwóch milionów euro rocznie.
Teraz wycofuje się on z podpisanej umowy, ale wszystko wskazuje na to, iż jest to za późno i do liczącej sobie 300 osób miejscowości trafi ponad setka imigrantów.
– Nie wiemy kim ci ludzie są. Nie chcą nam powiedzieć z jakich pochodzą krajów, ani jakiej są religi – mówi w wywiadzie dla Breibart Michael Walsh. – Jesteśmy bezradni.
Po samym referendum na mieszkańców Lisdoonvarna posypały się oskarżenia o rasizm.
– Rządowi wydaje się, że imigranci z dnia na dzień staną się Irlandczykami – mówi Walsch, który pochodzi z Lisdoonvarna. – Myśli, że wszystko będzie wspaniale, podczas gdy historia uczy nas, że nie. Tak się nie stało w przypadku Szwecji, Francji i Niemiec.
– Niegdyś Irlandia była kolonią Wielkiej Brytanii, a teraz staje się niewolnikiem Brukseli – mówi Walsch. – To mój bardzo smutny komentarz na temat tego, co dzieje się w Europie.