Żebrowski: Co z czarną legendą Żołnierzy Wyklętych

REKLAMA

Politycznie i wojskowo podlega pod polski rząd, który mieści się na emigracji w Londynie. Podlega pod naczelnego wodza, z którym nie ma kontaktu. Przyjęto, że jeśli Brygada dojdzie do celu i będzie jakieś porozumienie z czynnikami polskimi, to zacznie wykonywać polecenia i rozkazy polskich, nadrzędnych władz, a nie niemieckich.

Niemcy jednak nie zaatakowali.

REKLAMA

Mogli ich spacyfikować, ale po co? Oni nie szli sami, nie byli jedyni. Kiedy po pierwszych walkach ruszył front, Brygada weszła w stan niewojowania w Niemcami. To było coś w rodzaju umownego, niepisanego zawieszenia broni. Rzesza się sypała. Niemcy sobie zdawali z tego sprawę. Każdy, kto im nie zagrażał, nie występował czynnie przeciwko nim, nie był bezpośrednim wrogiem, nie wymagał przeznaczenia sił na zwalczanie. Nie było sensu konfrontacji. Te wszystkie tabuny Kozaków, Tatarów, ludności cywilnej musiałyby ponieść konsekwencje. Niemcom na tym nie zależało. Z kolei Amerykanie, którzy obserwowali przemarsz brygady, usilnie zapytywali, kto idzie w ich stronę. Było dużo formacji w służbie niemieckiej, rosyjskich, ukraińskich. Amerykanie sprawdzali, czy to nie jest jakaś jednostka kolaboracyjna, która będzie chciała z nimi nawiązać kontakt…

Gdzie Brygada spotkała się z Amerykanami?

Na terenie Czech, w okolicach Pilzna. Gdy okazało się, że nie jest to jednostka kolaboracyjna, tylko polska jednostka partyzancka, która przedostała się tak daleko, Amerykanie, po dalszych sprawdzeniach, gdy się okazało, że to nie są zdrajcy, uznali Brygadę za jednostkę aliancką. Do tego Brygada miała na swoim koncie wyzwolenie filii obozu koncentracyjnego, która mieściła się w Holiszowie. Doszło do uwolnienia około tysiąca kobiet przeznaczonych do zamordowania. Z tego około 300 Żydówek z całej Europy, głównie z Francji. Brygada została potraktowana przez Amerykanów niezwykle korzystnie. Uznana za formację aliancką, w ramach braterstwa broni, gdyż Polacy wystąpili razem z Amerykanami w walkach, otrzymała pozwolenie noszenia oznaczeń jednostek amerykańskich. Mamy zdjęcia, gdzie dowódcy Brygady są z Amerykanami w naprawdę serdecznych relacjach.

Pod koniec II wojny światowej pojawiły się dwie postawy. Z jednej strony AK współpracowała z sowietami. Z kolei żołnierze z NSZ walczyli z komunistami. Brygada Świętokrzyska była po stronie Narodowych Sił Zbrojnych. Jak trudne były wybory i decyzje dotyczące przyjęcia strategii i postawy?

Dowódca Armii Krajowej, generał Komorowski, podjął decyzję o współpracy z bolszewikami. Wydał rozkaz jednostkom i polecił nie tylko współpracować z Armią Czerwoną, ale stosować się do życzeń sowieckich rozmówców. A tymi rozmówcami, jak się okazało, byli oficerowie NKWD. Dzień, dwa, trzy przyjaznych kontaktów, a później za głowę i do łagru albo na rozstrzelanie. Natomiast oddziały Narodowych Sił Zbrojnych, które były w polu, brały udział w akcji „Burza”, ale nie popełniły samobójstwa. Nie ujawniły się, jak oddziały AK. Nie dawały się rozbroić. Nie dawały się wywieźć i wymordować. Dlatego tak długo później działali po wojnie.

Jako Żołnierze Wyklęci?

Trzeba pamiętać, że instrukcje polskiego rządu z końca 1943 roku, rozkazy Naczelnego Wodza, generała Sosnkowskiego, były jednoznaczne. Dopóki sowieci nie uznają suwerenności Polski, nie uznają przedwojennej wschodniej granicy Polski, nie wolno z nimi wchodzić w żadne kontakty i sojusze. Nie chodziło o to, żeby z nimi walczyć. To byłby absurd. Ale nie wolno wchodzić w kontakty. A takie idiotyzmy popełniali wyżsi dowódcy AK w terenie. Pułkownik Aleksander Krzyżanowski, komendant Okręgu Wileńskiego, depeszował z entuzjazmem do Londynu, że sowieci są przyjaźnie nastawieni, pozwolą formować dywizje akowskie, które będą podlegały polskiemu rządowi w Londynie. On w to wierzył i wielu żołnierzy zapłaciło za to bardzo wysoką cenę. Podobnie było w Okręgu Lwowskim. Pułkownik Filipkowski także wykazał się taką płytką przenikliwością. Nie tylko poszli na rozmowy, ale uwierzyli sowietom. Ich rozmówcami byli wyżsi oficerowie NKWD.

CZYTAJ DALEJ

REKLAMA