Ks. Gniadek o Wielkanocy, spowiadaniu się z popierania socjalizmu, uzależnieniu od 500 plus, zakazie handlu w niedzielę

REKLAMA

Obserwujemy działanie komisji reprywatyzacyjnej w Warszawie. W Polsce po 1989 roku nie wprowadzono reprywatyzacji. Własność ludzi pozostaje w rękach państwa. Czy jest to jakaś nasza zbiorowa wina?

Jest, ponieważ od upadku Muru Berlińskiego w Polsce nie zmienił się nasz stosunek do własności prywatnej, która powinna być przez państwo bezwzględnie chroniona. To jest jedno z podstawowych jego działań, a nie wyrównywanie nierówności społecznych. Dzisiaj państwo nie posiada na własność środków produkcji, ale ma swoich rękach bank centralny i Ministerstwo Finansów, przy pomocy których kreuje politykę finansową państwa. Obciąża obywateli nadmiernymi podatkami, pozbawiając ich owoców ich pracy. Tego nie widać, ale jak mawiał śp. Stefan Kisielewski: „najgorsza z niewoli to jest ta, której już nikt nie dostrzega”. Musi zmienić się także nasz stosunek do przedsiębiorców, których ciągle określamy pejoratywnym pojęciem „burżuje”. To spadek po czasach PRL-u, gdy mówiono na nich lekceważąco „prywaciarze”. Dobre traktowanie klasy średniej, ludzi przedsiębiorczych, jest warunkiem gospodarczego rozwoju. W przekonywujący sposób wykazuje to harwardzka historyk ekonomii Deirdre McCloskey w niedawno wydanej po polsku książce pt. „Burżuazyjna godność”, którą polecam na świąteczną lekturę.

REKLAMA

Ksiądz często mówi i pisze o „500 plus”. Czy nadal warto wskazywać na inne rozwiązania w zakresie wsparcia dla rodzin? Czy „500 plus” przynosi więcej korzyści, czy strat?

Najwięcej w sferze moralnej. Uzależnia ludzi od państwowej pomocy. A powinno być odwrotnie – zgodnie z zasadą pomocniczości, która stanowi trzon katolickiej nauki społecznej. Często słyszę jak mantrę powtarzany argument, również z ust osób duchownych, że program „500 plus” poprawi sytuację demograficzną Polski. Szkoda, gdyż zawsze myślałem, że nikt nie powinien wywierać presji na małżonków, ile mają posiadać dzieci. Jest to bardzo intymna sfera życia i nie powinniśmy wchodzić z butami w prywatne życie rodzin. Można w inny sposób kształtować politykę prorodzinną, oddając rodzinie wolność kształtowania jej własnego życia. Należałoby zacząć od uwolnienia szkolnictwa od państwa, oddając obywatelom prawo do zakładania szkół prywatnych (bez nadzoru ministerstwa edukacji i kuratorium oświaty), czyli prawo do zawierania dobrowolnych umów między rodzicami a nauczycielami. Wtedy nasze przyszłe pokolenia nie będą poddawane procesowi liberalnej ideologizacji. Ale słowo „wolność” nie u ma u nas dobrej prasy. Nawet w Kościele wolność częściej kojarzy się nam bardziej z zagrożeniami niż z darem.

Chrystus pokonuje śmierć. Co to oznacza dla współczesnego człowieka?

Pokazuje nam, że życie nie kończy się na ziemi. Tutaj ma swój początek, a swoje dopełnienie odnajduje w niebie po śmierci. Największym niebezpieczeństwem w naszych czasach, na które zwracał uwagę Eric Voegelin, jest walka z transcendencją. Prowadzi ona do immanentyzacji eschatonu, czyli do budowania królestwa Bożego na ziemi. A tym jest idea państwa opiekuńczego, która w bardzo sprytny sposób odwraca naszą uwagę od rzeczy ostatecznych.

W jednej z wypowiedzi Ksiądz sformułował taką myśl, że Chrystus nie rozumiałby naszego świata. Czy to powód do pesymizmu, bo jednak żyjemy w tym świecie?

Chrystus działał zdroworozsądkowo. Najlepiej świadczą o tym przypowieści, w których nawiązuje do ekonomii. Podejrzewam, że dzisiaj Jezus miałby problem, jak używać przykładów z ekonomii i mówić do człowieka, który przesiąknięty jest Marksem i Keynesem. Jak trafić z takim przekazem do człowieka, który żyje w wymyślonym przy biurku świecie? Czy dzisiaj Jezus powiedziałby nam przypowieść o pracownikach w winnicy? Czy nie zawahałby się przez moment, mając przed sobą jako słuchaczy działaczy związków zawodowych? Czy powiedziałby nam przypowieść o kupcu, który szukał pięknych pereł, znalazł tę najcenniejszą, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją? Jak mówić w ten sposób do ludzi, którzy wyeliminowali ze swojego języka pojęcie ryzyka? Czy powiedziałby nam przypowieść o talentach, w czasach kiedy agenda zrównoważonego rozwoju stała się najważniejszym celem polityków i wkradła się na salony watykańskich purpuratów? Dzisiaj brakuje nam zdrowego rozsądku w ekonomii i prosty język Jezusa nie trafia do większości.

CZYTAJ DALEJ ->

REKLAMA