Sadowski: Polską rządzi sekta wyznawców arkusza kalkulacyjnego. Trzeba mieć intelektualną i życiową siłę, aby oprzeć się ich szantażowi

REKLAMA

– Czy wspomniana przez Pana sekta wyznawców arkusza kalkulacyjnego rekrutuje swoich członków spośród stałych pracowników Ministerstwa Finansów, czy to przedstawiciele kolejnych władz przyciągają za sobą jej wyznawców?

– Arkusz kalkulacyjny jest narzędziem szantażowania każdego premiera i ministra, który chce dokonać w Polsce zmian. Zawsze część administracji jest w stanie pokazać, na podstawie jak by nie było obiektywnego narzędzia, że każda obniżka podatków grozi destabilizacją finansów publicznych, a tym samym pozbawieniem władzy. Trzeba mieć intelektualną i życiową siłę – co kilka razy w historii Polski się zdarzyło – aby oprzeć się szantażowi tego typu argumentów. Tylko w arkuszu kalkulacyjnym zwiększanie w jednej kolumnie stawki podatkowej przekłada się na wzrost w drugiej. Życie – co sam pan premier potwierdził – pokazuje, że obniżka powoduje zwiększenie wpływów. Rząd postanowił zwiększać różnego rodzaju świadczenia socjalne, ale ten sam efekt można uzyskać trwale i skutecznie poprzez odblokowanie rozwoju gospodarczego, które może mieć miejsce poprzez obniżenie opodatkowania.

REKLAMA

– Jak Pan zareagował na pokazywaną w mediach scenkę z Parlamentu Europejskiego, kiedy to polscy europosłowie zagłosowali wbrew interesom polskich firm transportowych?

– Można dociekać, dlaczego tak się stało. Wszyscy są wielokrotnie pełnoletni i mają świadomość swojego czynu i jego konsekwencji. Stara Unia Europejska nie jest w stanie podołać konkurencji przemysłów, które w Polsce w międzyczasie się wytworzyły. Mamy kilka branż będących liderami w Unii Europejskiej. Dlatego dochodzi do blokowania możliwości konkurencji poprzez ograniczenia administracyjne, co ma miejsce od dawna w ramach Unii Europejskiej. Także poprzez ograniczenia odgórne, polityczne. Niezależnie od powodów, dla których te osoby zagłosowały, powinny przeprosić i w przyszłych wyborach nie przyjmować mandatu eurodeputowanego ze względu na pomyłkę, która w innych wypadkach powinna eliminować i wykluczać z dalszej obecności przy podejmowaniu decyzji, tak ciążącej na losie pierwszego polskiego przemysłu. Polski przemysł transportowy stał się numerem jeden w Unii Europejskiej. Powstał całkowicie oddolnie, bez rządowego programu wspierania biznesu, a nawet wbrew. Nie cieszył się sympatią i był cały czas wewnętrznie, administracyjne i podatkowo sekowany.

– Skoro wspomniał Pan wielkie projekty rządowe, czy potrzebny jest nam Centralny Port Lotniczy?

– Należy zadać sobie uczciwe pytanie, jakie byłyby powody, dla których obywatele innych krajów mieliby korzystać z portu lotniczego w Polsce. Celem i sensem funkcjonowania dla tego portu – jak podaje rząd – jest osiągnięcie 100 milionów pasażerów. Polska nie ma takiej liczby, która podołałaby oczekiwaniom budowniczych. Należy więc postawić pytanie, jakie powody mieliby obywatele innych krajów, żeby korzystać z tego miejsca w Polsce.

– Czy polski przedsiębiorca powinien bać się RODO?

– Do tej pory każda regulacja unijna była wykorzystywana przeciwko polskiemu przedsiębiorcy. Można ją wprowadzać na dwa sposoby. Większość krajów, w których zauważono, że regulacje unijne mogą mieć niekorzystny wpływ na własnych przedsiębiorców, znajdowała sposoby, aby spowalniać ich wprowadzanie albo stępiać ostrze ze względu na szkodzenie narodowej gospodarce. Mam nadzieję, że polski rząd nie wykorzysta RODO do tego, żeby zaatakować przedsiębiorców i wykorzystać każdą pułapkę, w którą bardzo łatwo wpaść, aby wymierzać bardzo dotkliwe kary i w ten sposób zwiększać wpływy budżetowe.

– Dziękuję za rozmowę.

REKLAMA