Janusz Korwin-Mikke: Czym się różnią współcześni niewolnicy od starożytnych? [Z ARCHIWUM NCZAS.COM]

REKLAMA

Śp. Astryda Lindgrenowa stwierdziła kiedyś, że ma zapłacić 102 proc. swoich dochodów – co w Rzymie byłoby nie do pomyślenia, bo pan mógł z niewolnika wycisnąć co najwyżej 100 procent. Zauważmy jednak, że patrycjusz w Rzymie na ogół miał własny spory majątek. Obecna „klasa polityczna”, wywodząca się zazwyczaj z menelstwa, majątki ma niewielkie, więc stara się do maksimum wyzyskać niewolników, bo żyje na suto płatnych posadach, opłacanych z podatków. Ponadto nakładając na nich ciężary, nie widzi tych, których opodatkował – co psychologicznie ułatwia wyzysk. W Rzymie zresztą też niewolnicy pracujący „przy panu” mieli znacznie lepsze warunki niż pracujący w odległych plantacjach czy kopalniach, gdzie nadzorca był płatny od tego, ile z niewolników wycisnął.

Poza różnicą prawną istnieje też ważna różnica faktyczna. Otóż w Rzymie tylko część niewolników – ta z otoczenia pana – żyła na poziomie wyższym niż przeciętny wolny Rzymianin. Dziś zdecydowana większość niewolników to raczej koloni, żyjący na poziomie znacznie wyższym niż utrzymywani z zasiłków plebejusze. Uważają więc, że mają wyższą od nich pozycję społeczną (!), przeto nie są skłonni do buntów. Bunty – jak np. atak z siekierą na urząd skarbowy w Piotrkowie Trybunalskim – nie znajdują naśladowców wśród niewolników. Jest ciekawe, że za PRL kolektywne niewolnictwo było pozornie dotkliwsze. Wtedy jednak niewolnik mógł rzucić państwowe miejsce pracy i swobodnie przenieść się na inne. Dzisiejszy kolon musiałby zostawić swój warsztat pracy, więc często pozostaje na nim i daje się wyzyskiwać bezprecedensowo – pracując nawet wtedy, gdy do swojej restauracji czy gospodarstwa musi dokładać! Czyli jak Astryda Lindgrenowa…

REKLAMA

Dzisiejsza „klasa polityczna”, czyli patrycjusze, w odróżnieniu od swych rzymskich protoplastów, nie wnosi niemal nic do kultury i sztuki, nie wnosi też nic do nauki – w całości bowiem pochłonięta jest walką o władzę. Nie mając własnych majątków (rzymscy patrycjusze je mieli, więc o władzę nie musieli walczyć), swoje ogromne dochody czerpie z przyznawanych sobie wzajemnie obficie pensyj i premii – przy czym wielokrotnie wyższe dochody mają ci, którzy wygrają „wybory”.

W „wyborach” tych biorą udział, na równych prawach, plebejusze i niewolnicy – a celem tych „wyborów” jest, przypominam, utrzymanie neoniewolników w przekonaniu, że są „świadomymi, wolnymi obywatelami”, decydującymi o „swoim losie”. Neosklawizm jest kolektywny: kolektyw niewolników wybiera spośród patrycjuszów kolektyw rządzący, zwany „partią” lub „koalicją partyj” (pozostałym patrycjuszom niepisana umowa pozwala też żyć – tyle że na znacznie gorszych posadach). I to jest najważniejsza chyba różnica.

[Tekst archiwalny z zasobów nczas.com z 2012 roku, publikowany w ramach cyklu wartościowych, ponadczasowych tekstów.]

REKLAMA