Zaczął od zabicia sołtysa Polaka. Typowa historia ukraińskiego zbrodniarza

REKLAMA

Do mordowania wybrał Paroślę

Na miejsce pierwszego masowego mordu „Dowbeszka-Korobka” wybrał kolonię Parośla, w której żyło 130 Polaków w 26 gospodarstwach. Jego podwładni wcześniej bardzo często przejeżdżali konno przez tę miejscowość, przedstawiając się jako sowieccy partyzanci. Polacy bez trudu jednak rozpoznawali, że nie mają do czynienia z sowietami, tylko z Ukraińcami.

REKLAMA

Przed mordem w Parośli sotnia „Dowbeszki-Korobki” postanowiła zniszczyć posterunek policji niemieckiej w pobliskim Włodzimiercu. Nie dlatego, że obawiali się, iż udzieli on mordowanym Polakom pomocy. Ukraińscy rzeźnicy nie chcieli, by na miejsce ich zbrodni zaraz przyjechała niemiecka policja, spisała protokół, zrobiła, nie daj Boże, zdjęcia i udokumentowała mord.

Dziś ukraińscy historycy, heroizujący działalność UPA, widzą w ataku sotni „Dowbeszki-Korobki” początek bohaterskiej walki UPA z Niemcami. By walka ta wyglądała imponująco, podają, że w walce sotnia „Dowbeszki-Korobki” zabiła 63 Niemców, a 19 raniła. Miała to być więc wielka bitwa. Tymczasem posterunek policji we Włodzimiercu miał obsadę wynoszącą siedmiu niemieckich żandarmów i dziewięciu Kozaków, wcielonych do policji pomocniczej. W Parośli doskonale było słychać strzały dochodzące z Włodzimierca.

Z azjatyckim okrucieństwem

Sotnia „Dowbeszki-Korobki”, wycofując się o świcie z Włodzimierca, otoczyła Parośl. Następnie do każdego domu weszła kilkuosobowa grupa napastników podająca się za partyzantów sowieckich. Nikt z Polaków nie miał jednak wątpliwości, z kim ma do czynienia. Mówili miejscowym ukraińskim dialektem. Ubrani byli jak tutejsi Ukraińcy.

Uzbrojenie mieli bardzo różnorakie, a za pasami nosili topory lub siekiery. Kazali oni gospodarzom napiec chleba i ugotować obiad. Około godziny 15.00 – jak ustalili Władysław i Ewa Siemaszkowie – Ukraińcy po obiedzie, odpłacając Polakom za poczęstunek i wypieczony chleb, przystąpili do mordu. Najpierw kazali położyć się gospodarzom na podłodze, by rzekomo nie zostali ranni, gdy oni zaczną strzelać z okien chat do przejeżdżających Niemców. Po chwili oświadczyli, że dodatkowo ich zwiążą, żeby mogli wytłumaczyć się Niemcom, że zostali do tego zmuszeni.

Ten szatański, podstępny plan obezwładnienia Polaków wymyślił zapewne „Dowbeszka-Korobka”, żeby jego podwładni mieli komfort w mordowaniu! To, co zobaczyli Polacy z sąsiednich wsi, którzy przybyli potem do Parośli, nie mieściło się w głowach. Bandyci dowodzeni przez ucznia Bandery potwierdzili całkowicie, że przynależą do azjatyckiej kultury. Niemowlęta były przybijane do stołów nożami kuchennymi. Kilku mężczyzn było obdartych ze skóry pasami, niektórzy mieli wyrwane żyły od pachwin do stóp, kobiety były nie tylko gwałcone, lecz wiele z nich miał poobcinane piersi.

Ciało Walentego Sawickiego było porąbane na sieczkę. Tak wyglądało bohaterstwo Perehijniaka – jednego z katów Wołynia, stawianych przez współczesnych ukraińskich historyków na narodowe ołtarze.
Sprawiedliwość dosięgła Perehijniaka bardzo szybko. Zginął 22 lutego 1943 roku. Według oficjalnej wersji, w walce z Niemcami. Inna wersja mówi, że został zlikwidowany przez Służbę Bezpeky OUN-B, której polecono pozbycie się niewygodnego świadka.

REKLAMA