Rząd niemiłosiernie doi polskich kierowców. Będzie drożej, gorzej i głupiej

podatek wyprowadzka za granicę morawiecki rząd
Zdjęcie ilustracyjne. / fot. YouTube/ Pinterest
REKLAMA

Rząd przygotowuje nowe przepisy prawne dotyczące kierowców. Mają poprawić bezpieczeństwo i kondycję finansową stacji diagnostycznych. Będzie drożej, gorzej i głupiej.

Kierowca, który 13 października przyjedzie na stację, aby zatankować paliwo, nie zobaczy już znaku „ON” symbolizującego olej napędowy. Dzień wcześniej, 12 października, w życie wejdzie unijna dyrektywa ujednolicająca symbole paliwa płynnego. W jej myśl, we wszystkich państwach Wspólnoty na stacjach benzyna oznaczona będzie kółkiem, diesel kwadratem, a gaz rombem.

REKLAMA

Wewnątrz każdej z tych figur znajdować się będą litery lub cyfry, które dodatkowo informować będą o jakości tego paliwa. I tak w kółku znajdziemy liczbę E5, E10 lub E85 symbolizującą zawartość procentową etanolu. W kwadratach przypisanych dieslowi znajdą się dodatkowo napisy B7, B10 lub XTL. Dwa pierwsze będą oznaczać zawartość procentową biokomponentów, ostatni będzie oznaczał, że diesel został wyprodukowany z innych komponentów niż ropa naftowa.

Z kolei gaz oznaczony zostanie symbolem rombu, a w nim podana zostanie informacja szczegółowa, czy to wodór (H2), sprężony gaz ziemny (CNG), skroplony gaz ziemny (LNG) czy w końcu gaz płynny (LPG). Ponadto, wszystkie samochody, które po 12 października zejdą z taśmy produkcyjnej, będą miały takie oznaczenia również przy korkach do baków. Chodzi o to, aby każdy kierowca zatankował paliwo z dystrybutora oznaczonego takim samym symbolem jak bak paliwa.

Teoretycznie ma to ułatwić życie milionom kierowców, którzy rzadziej będą się mylić co do tego, jakie paliwo wlać do samochodu. W praktyce jest to kolejny bezsensowny pomysł, za który kierowcy będą musieli zapłacić ze swoich pieniędzy.

Uciążliwy absurd

Dyrektywa wymusi wprowadzenie tych zmian na właścicielach stacji paliw. Będzie to oznaczało konieczność wynajęcia pracownika fizycznego, który tego dokona. Będzie on musiał zerwać dotychczasowe oznaczenia z dystrybutorów i przykleić nowe. Te nowe trzeba będzie mu dostarczyć. Koncern będzie więc musiał je zamówić i zapłacić za to.

Profesjonalna etykieta wykonana na przylepnej folii może kosztować kilkaset złotych. Na każdej stacji jest od kilku do kilkunastu dystrybutorów, więc koszt wykonania etykiet może wynieść kilkanaście tysięcy złotych. Do tego dojdzie praca robotnika, któremu trzeba będzie za to zapłacić 1-2 tys. złotych. Koszt wprowadzenia nowych symboli może się więc zamknąć sumą 20 tys. złotych. Właściciel stacji oczywiście nie będzie chciał stracić na wprowadzeniu tego idiotyzmu. Koszt, który poniesie, odbije sobie, podwyższając o kilka groszy cenę litra paliwa. Ostatecznie zapłaci więc za to nie koncern, tylko kierowca.

Sama idea znakowania dystrybutorów jest absurdalna. Pomyłki kierowców, którzy zamiast benzyny lali do baku olej napędowy, nie były plagą. Były to sporadyczne przypadki: ktoś zmienił samochód i zapomniał, że powinien wlać inne paliwo, ktoś inny jechał cudzym samochodem i też się pomylił, ktoś inny się zagapił. Nawet jak doszło do takiego zdarzenia, niefrasobliwy kierowca mógł wezwać pomoc drogową, która pomogła wypompować paliwo i wlać odpowiednie.

Każdy samochód jest wyposażony w etykietę zdobiącą bak, która informuje o tym, jakie paliwo należy wlewać. Pomysł, by to ujednolicać, jest absurdalny. Co jest jego powodem? Wydaje się mało prawdopodobne, aby eurokraci wzięli łapówki od producentów etykiet. Raczej gromada urzędniczych darmozjadów musiała udowodnić swoją przydatność i wymyśliła kolejny, zupełnie niepotrzebny przepis. A może uchwalono to pod wpływem lobby feministycznego? Oficjalna nazwa diesla to „olej napędowy”, a jego skrót na stacjach paliw to „ON” pisane dużymi literami. Dla środowisk feministycznych może to być przykład rażącej dyskryminacji na tle płciowym, bowiem symbol „ON” może podpowiadać, że ten rodzaj paliwa jest dla mężczyzn, a nie dla kobiet. Tak czy inaczej – przepis jest zupełnie bez sensu. Kierowcom doda wydatków, a właścicielom stacji paliw – niepotrzebnej pracy.

CZYTAJ DALEJ ->

REKLAMA