Kukiz liczy więc, że gdy Jarosława Kaczyńskiego zabraknie, to sieroty po nim udadzą się pod jego opiekuńcze skrzydła. I to już jest grzech nie tyle pychy, co naiwności. Kukiz’15 nie jest partią polityczną, więc nie ma solidnych podstaw finansowania swojej działalności. Sukces z 2015 roku zawdzięcza przede wszystkim osobistej popularności Pawła Kukiza, zdobytej w wyniku zajęcia trzeciego miejsca w wyborach prezydenckich. Był to jednak też efekt sporej rozpoznawalności artysty; wreszcie efekt pewnej nowości. Po trzech latach widać, że Paweł Kukiz i jego ferajna nie wnieśli wiele świeżego do polskiej polityki. Z obecnością Kukiz’15 w Sejmie nie wiąże się konsekwentnie realizowana linia programowa. To zbiór „wolnych elektronów” – ludzi, którzy w znacznej części chcą dobrze dla Polski, ale nie są zorganizowani wokół żadnej idei. Jak to zauważył jeden z posłów tego ugrupowania w prywatnej rozmowie ze mną, Paweł Kukiz nie rozumie, że zdobycie władzy wymaga pracy. Jeżeli samemu nie chce się pracować, to trzeba mieć ludzi, którzy będą to robić. W Kukiz’15, poza głodnym zaszczytów i władzy szefem, nic nie ma.
Czekając na wojnę
Najbliższe lata zadecydują o kolejnych siedmiu latach polskiej polityki. Na jesieni mamy wybory samorządowe, a w przyszłym roku te do Europarlamentu i Sejmu. W 2020 roku zaś będzie walka o prezydenturę. Trudno dziś przewidzieć z dużą precyzją, czym się zakończą te kampanie wyborcze. PiS wciąż jest mocne w sondażach, ale ma spore kłopoty. Nie tylko zaplątało się w bijatykę wokół przejęcia kontroli nad sądami, której normalni ludzie zupełnie nie rozumieją, ale także ma coraz wyraźniejsze kłopoty wizerunkowe, związane z pazernością swoich ludzi na władzę. W samym PiS szanse na utrzymanie się przy władzy po wyborach w 2019 roku oceniane są na 50 proc. To i dużo, i mało. Dla części zaplecza PiS na tyle mało, że próbuje się jak najlepiej zabezpieczyć na ewentualny „chudy” czas bycia w opozycji. A to generuje kolejne kłopoty medialne.
Jedynym atutem PiS w tej rozgrywce jest wciąż fatalny stan opozycji. Grzegorz Schetyna jako lider PO nie sprawia wrażenia charyzmatycznego przywódcy, który może porwać tłumy. Nowoczesna bez Ryszarda Petru przypomina dryfujący okręt. Równocześnie kolejne ugrupowanie Petru, które powstało, tylko pogłębia chaos. Na to nakładają się ambicje Roberta Biedronia, prezydenta Słupska, zdeklarowanego działacza środowisk walczących o prawa gejów i lesbijek. Biedroń atakuje PO, próbując wykroić sobie własny kawałek radykalnego obyczajowo elektoratu. Osobną kwestią jest też lewica Adriana Zandberga – Razem. Także ona nie oszczędza zarówno PiS, jak i opozycji.
Czytaj także: Czy w Polsce zabraknie księży? Katastrofa demograficzna dotyka Kościół – alarmuje kardynał Nycz
Krótko mówiąc: na chwilę obecną opozycja antypisowska jest podzielona i słaba. Brakuje tam polityka z charyzmą i determinacją Donalda Tuska z 2007 roku, który by jasno parł do zwycięstwa. Problemem PO jest też brak konkretnego programu poza magicznym hasłem „przywrócenia demokracji”. Dla wielu ludzi oznacza to tylko tyle, że koledzy polityków PO mają wrócić na posady i zacząć czerpać korzyści z władzy jak obecnie koledzy i protegowani polityków PiS. PO zapomniała, że w 2007 roku odebrała PiS władzę nie tyle głosząc przywrócenie demokracji, co wprowadzenie uczciwego, przyjaznego państwa z niskimi podatkami (słynne 3 x 15 proc.). Oczywiście PO żadnej ze swoich obietnic wyborczych z 2007 roku nie zrealizowała. Ale jeżeli ktoś w opozycji nie wpadnie na pomysł, jak po raz kolejny okłamać wyborców, to PiS mimo wielu błędów, jakie popełniło, może obronić swoją władzę. Co najwyżej będzie musiało podzielić się nią z SLD, PSL lub Kukiz’15 jako koalicjantem…