To Soros stoi za ostatnimi atakami cenzury w mediach społecznościowych. Tak realizuje część planu odsunięcia Trumpa i Republikanów od władzy

George Soros
George Soros.
REKLAMA

Za zorganizowaną i zsynchronizowana akcją Twittera, Facebooka, YouTube i innych mediów społecznościowych cenzurowania i ukrywania treści konserwatywnych stoją organizacje finansowane przez Sorosa. To one wskazują co i kto ma zniknąć sieci.

Dotychczas akcje cenzurowania treści i blokowania kont konserwatystów i prawicy były traktowane jako nasilające się, ale jednak pojedyncze incydenty. W sierpniu akcja przybrała jednak zorganizowany charakter.

REKLAMA

Z mediów zniknęła m.in sieć prawicowych dawniej rozgłośni radiowych, a teraz koncern multimedialny Info Wars. Na Twitterze zablokowano m.in konta byłego premiera Australii Johna Howarda. Teraz okazuje się, że stoją za tym organizacje fundowane przez Sorosa. To one „recenzują” teksty i wskazują, które mają być usunięte, lub autorów i media do całkowitego zablokowania.

Cenzura działa na kilka sposobów. Niektóre treści sa chowane. Nie usuwa się ich, ale algorytmy sprawiają, że praktycznie nikt ich nie widzi. I tak według raportu Gateway Pundit ruch u najbardziej znanych prawicowych komentatorów na Facebooku spadł w lipcu o 93%. Zasięg wpisów samego prezydenta Trumpa spadł o 45%.

Drugi sposób to całkowite usuwanie niektórych treści i blokowanie kont. Mechanizm jest taki, że organizacje Sorosa – m.in Media Matters mają specjalny dostęp do do Googla, Twittera, Facebooka, YouTuba, który błyskawicznie pozwala im identyfikować „nieodpowiednie” treści, zanim te rozejdą się w sieci. Są one oznaczone w specjalny sposób, co pozwala ukrywać je dzięki specjalnym algorytmom.

Ofiarą cenzorskich działań padły m.in takie amerykańskie media jak Breitbart, Drudge Report, Infowars, Zero Hedge i Conservative Treehouse.

Akcja jest częścią szerszego planu odsunięcia od władzy Trumpa i Republikanów. Już w styczniu prowadzona przez jednego z najbliższych współpracowników Clintonowej – Davida Brocka organizacja Media Matters przygotowała plan opisujący jak do tego doprowadzić. Oprócz nękania prawnego, atakowania hakerami etc przewidziano współpracę z mediami społecznościowymi. Praktycznie wszystkie z nich powstały w zdominowanej przez lewicę Dolinie Krzemowej. Okolice San Francisco i Berkeley to siedlisko amerykańskiej lewicy i najbardziej skrajnych zwolenników Partii Demokratycznej.

Cenzura w mediach społecznościowych osiągnęła już takie rozmiary, że zainterweniować postanowił sam prezydent Trump. W serii komentarzy na Twitterze napisał, iż cenzura jest niedopuszczalna, i że administracja będzie musiała coś z tym zrobić.

W grę wchodzą przepisy antymonopolowe, które pozwalają nawet dzielić firmy, które osiągnęły tak wielką przewagę, że maja praktycznie 100% rynku. Inne przepisy dotyczą samych firm internetowych, które są operatorami i tylko dystrybuują treści, a nie tworzą ich – np. jak Facebook, czy Twitter.

Prawo całkowicie zwalniało je z odpowiedzialności za publikowane treści. Tymczasem teraz firmy te działają jak tradycyjne media, czyli same edytują i ingerują w treść, którą mają udostępniać.

Niewykluczone, że Trump nada sprawie bardzo szybki bieg, gdyż już w listopadzie odbędą się wybory do Kongresu i na gubernatorów stanów.

REKLAMA