Podatek od pierwszej transakcji okazał się bardzo duży, od drugiej – no, nie najmniejszy. Na domiar złego okazało się, że spółdzielnia, na terenie której p. Janina miałaby mieszkać, czynsze ma umiarkowane – ale jeśli w mieszkaniu zamieszkuje nie-członek spółdzielni, to czynsz podnosi się dwukrotnie!
No, a w dodatku przy zwiększonych dochodach p. Janina musiałaby na koniec roku zapłacić wyższy PIT.
Gdy to sobie starannie obliczyła, zerwała obydwie transakcje.
Ostateczny efekt jest taki: rodzina Kowalskich, gotowa zapłacić duże pieniądze za ładne mieszkanie (i znakomicie położone – bo tuż koło miejsca pracy p. Kowalskiego!) – dalej gnieździ się z dzieckiem w ciasnocie i dojeżdża codziennie przez warszawskie mosty (przy odrobinie pecha: godzina korka na samym moście!). P. Janina mieszka w za dużym mieszkaniu, którego nawet nie ma siły odkurzyć – i nie ma na lekarstwa. Trzecia rodzina – powiedzmy: Nowakowie – nie ma pieniędzy na lekarstwa dla dziecka…
Gdybym był takim oszustem jak Konopnicka, to bym napisał, że ich dziecko przez to zmarło. Ale nie: na razie nie zmarło – i na pewno kogoś chętnego znajdą. Pp. Kowalscy też zapewne znajdą jakieś mieszkanie – może nie tak dogodnie położone. A i p. Janinę zdołam zapewne namówić, by wynajęła swoje mieszkanie bez pośrednictwa wszystkich urzędów – a wtedy będzie miała miesięcznie zapewne ok. kilkuset złotych „na czysto”; nie ujawnionych w Picie.
Tym niemniej zasiadający w Sejmie i ustanawiający podatki od wynajmu i dochodu zrobili co mogli, by te trzy rodziny unieszczęśliwić!
Gdyby mały Nowak zmarł – mieliby na sumieniu jego śmierć!
Jakim prawem państwo wyciąga brudne łapy po te pieniądze? Za mieszkanie podatek jest płacony osobno – i dlaczego Kowalscy i Nowakowie mają dodatkowo płacić tylko dlatego, że zamienią się na mieszkania?!
Po co posłom te pieniądze? Pomińmy demagogiczne wrzaski: na swoje diety i wyjazdy. Koszty utrzymania Sejmu, Senatu i prezydenta łącznie nie sięgają nawet ćwierci procenta wydatków państwa! Nie: te pieniądze potrzebne im są, by opłacić: zasiłek dla bezrobotnego Wiśniewskiego (któremu ani się śni legalnie pracować, bo wraz z zasiłkiem ma trzy razy tyle, co w legalnej pracy); na dopłaty do nierentownych kopalń i stoczni; na to, by dyrektorzy szpitali mogli brać łapówki za dostawy drogiego i niepotrzebnego sprzętu dla dotowanej państwowej służby zdrowia – itd.
Zrozumcie Państwo: bardzo wielu posłów to złodzieje i łajdacy, którzy by cudzą (cudzą!) matkę sprzedali bez mrugnięcia oka. Ale spora ich część to ludzie, którzy chcą jak najlepiej!
Oni chcą pomagać. Tym stoczniom. Tym hutom. Tym bezrobotnym. Kolejarzom. Szpitalom. I tak dalej. A tego, że pomagając setkom tysięcy, krzywdzą miliony – po prostu nie zauważają!
Bo pomagają konkretnym, np. kolejarzom – a krzywdzą anonimowego „podatnika”. A czy kto widział np. związek zawodowy podatników?
Nie?
To znaczy, że podatników w ogóle nie ma.
Z punktu widzenia tych – pełnych najlepszych chęci – posłów.
I właśnie oni są najgroźniejsi. Bo łajdaka można przekonać. A na pełnego dobrej woli idiotę – nie ma sposobu!
Tekst archiwalny z tygodnika Najwyższy CZAS! 2007. Ale jak widać nic się nie zdezaktualizował.