Prawdziwe podejście rządu PiS do imigracji „wymsknęło się” wysokiej rangi urzędnikowi, Pawłowi Chorążemu, wiceministrowi infrastruktury i rozwoju. Podczas wywiadu dla warszawskiego Klubu Jagiellońskiego otwarcie stwierdził, że przyjmowanie imigrantów to sprawdzona droga do budowy dobrobytu. Chorąży to nie jakiś tam działacz partyjny PiS, ale wykwalifikowany urzędnik państwowy, który ukończył elitarną Krajową Szkołę Administracji Publicznej i w urzędach pracuje od początku XXI wieku. Ponieważ nie jest zawodowym politykiem zabiegającym o głosy wyborców, to pozwolił sobie na zadziwiającą szczerość. Dyskusja z wiceministrem Chorążym odbyła się w ramach spotkania pt. „Jakiej polityki integracyjnej potrzebuje Polska?”.
„Polska musi i nawet jeśli nie chce, to powinna chcieć, bo migrantami jest zbudowany dobrobyt tych państw, które osiągnęły największy sukces. I w gruncie rzeczy bardzo dużą rolę mieli w tym nasi rodacy, poczynając od Marii Skłodowskiej-Curie, która jest najlepszym przykładem, co znaczy migrant i co znaczy osoba migrująca – i nikt nie rozpatruje Marii Curie w kategoriach migrantki” – przekonywał Chorąży.
Chodzi bynajmniej nie o prymitywną manipulację, w której niewykształconych imigrantów przyjeżdżających do Polski zestawia się z wszechstronnie wykształconą Polką, która we Francji na początku XX wieku robiła naukową karierę, ale cały pomysł na państwo. Ponieważ nasi politycy nie chcą ciąć wydatków socjalnych ani likwidować piramidy finansowej o nazwie Zakład Ubezpieczeń Społecznych, to ów państwowy Amber Gold ma być utrzymany przy pomocy importu kolejnych frajerów, którzy będą zrzucać się na jego istnienie połową swoich zarobków.
Najbardziej bulwersująca była odpowiedź wiceministra Chorążego na pytanie, dlaczego nie można do Polski sprowadzić naszych rodaków ze Wschodu. „Jeżeli chodzi o repatriantów (…), nie wiem, czy mieliście państwo do czynienia z osobą polskiego pochodzenia w Kazachstanie; to są bardzo często osoby, które nie mówią po polsku, one poczuwają się do polskości, natomiast one nie znają kontekstu, bo były wychowywane w Związku Radzieckim, potem w Kazachstanie”.
Krótko mówiąc: wysokiej rangi urzędnik nie odczuwa żadnej solidarności i żadnego imperatywu moralnego o odpowiedzialności państwa polskiego za swoich byłych obywateli. Decydujący ma być argument ekonomiczny, że imigranci zarobkowi są tańsi i bardziej efektywni niż Polacy i ludzie polskiego pochodzenia. Fakt, iż mimo publicznej krytyki tych wypowiedzi ze strony wpływowych polityków PiS wiceminister Chorąży zachował stanowisko, dużo mówi o tym, jaką politykę naprawdę realizuje rząd PiS.
Platforma Obywatelska, podwyższając wiek emerytalny kobiet i mężczyzn, bynajmniej nie uzdrowiła finansów publicznych państwa, ale odłożyła katastrofę o kilka lat. Przywrócenie poprzednich zapisów przez rządzące PiS oznacza iż upadek finansów publicznych Polski będzie szybszy. Teraz PiS, aby łagodzić skutki swoich decyzji, próbuje łatać wyrwę demograficzną programem „uchodźca plus”. Sęk w tym, że to tak poważne zmiany, iż powinny być przedmiotem ogólnopolskiej debaty, jeżeli nie referendum. Temat, który powinien być przedmiotem ogólnonarodowej debaty, jest dziś przemilczany.
W Polsce rząd Mateusza Morawieckiego po cichu liczy na to, że napływ imigrantów zarobkowych do Polski pozwoli załatać dziurę demograficzną. To jednak tylko doraźne próby łatania systemu, którego uratować się nie da. W 2052 roku na jednego Polaka w wieku produkcyjnym będzie przypadać dwóch emerytów, a więc system przestanie funkcjonować wcześniej. Specjaliści mówią o latach 2024-2030. Co w zamian? W zasadzie jest tylko jedna droga, wytyczona przez Nową Zelandię pod koniec lat osiemdziesiątych. Emeryturę zastąpiono tam zasiłkiem wypłacanym z budżetu obywatelom, którzy ukończyli 68 lat.
Zrezygnowano z opodatkowania pracy obowiązkowym ubezpieczeniem emerytalnym, zostawiając troskę o własną przyszłość obywatelom. Wcześniej czy później na tym się skończy. Im szybciej to zrobimy, tym mniej bolesne będą straty. Oczywiście dla tych, co pobierają dziś emerytury, państwo musi je utrzymać, ale produkując kolejnych biorców świadczeń, sprawia, iż upadek systemu będzie z każdym rokiem boleśniejszy. Niestety, do tego, aby zająć się tą sprawą, potrzeba mężów stanu, a nie ekip, które traktują władzę jako środek do zdobycia pieniędzy.