Szymowski: każdy polski sąd ma swojego Komendę

REKLAMA

Lawina bzdur

O ile idiotyczne wnioski można jeszcze spróbować sędziom wybaczać, o tyle orzekanie ewidentnie wbrew faktom jest już przypadłością karygodną. A i tutaj przykładów można wymieniać dziesiątki. Syn byłego prezydenta Lecha Wałęsy nie poszedł siedzieć za spowodowanie po pijanemu wypadku samochodowego, bo „odkryto” u niego nieznaną wcześniej chorobę zwaną „pomrocznością jasną”. Wspomniana przypadłość jest ewenementem na skalę światową. Przed wypadkiem syna prezydenta nikt o niej nie słyszał. Później nie stała się okolicznością łagodzącą w żadnej sprawie o wypadek samochodowy. Sędziowie Sądu Najwyższego orzekający w sprawie lustracyjnej Mariana Jurczyka uznali – wbrew wcześniejszym orzeczeniom – iż nie był on agentem SB, choć dysponowali odręcznie podpisanym zobowiązaniem do współpracy, odręcznymi meldunkami i własnoręcznie podpisanymi pokwitowaniami przyjęcia pieniędzy. Marian Jurczyk cieszył się z korzystnego dla niego wyroku, tymczasem sędziowie, którzy to podpisali, winni zostać pociągnięci do odpowiedzialności karnej za poświadczenie nieprawdy w dokumencie urzędowym (a takim jest wyrok sądowy). W sprawie Adama Dudały (skazanego za zabójstwo) zapadł wyrok dożywocia, choć udowodniono, że w dniu morderstwa był gdzie indziej, a o jego uniewinnienie wnosiła nawet rodzina ofiary. Sąd skazał go tylko dlatego, że mężczyzna miał wcześniej konflikt z prawem.

REKLAMA

O tym, jak sędziowie nie chcą dopuszczać faktów, które nie pasują do tezy, przekonałem się kilka lat temu na własnej skórze. W 2013 roku wystąpiłem do Sądu Okręgowego w Warszawie z pozwem przeciwko Cezaremu Gmyzowi, który na łamach „Rzeczpospolitej” rozpowszechniał na mój temat kłamstwa, nie pozwalając mi nawet odnieść się do nich. Gdy przyszło do rozprawy, mój oponent wyparł się autorstwa artykułu (był pod nim podpisany), co sąd – osobą sędzi Doroty Stokowskiej-Komorowskiej – potwierdził. Przedstawiliśmy więc w sądzie zaświadczenie od wydawcy „Rz” stwierdzające autorstwo Gmyza, jednak sąd nie przyjął tego dokumentu jako dowodu autorstwa (sic!). Niekorzystny dla mnie wyrok po tak przeprowadzonym postępowaniu został uchylony w drugiej instancji.

Skandal goni skandal

W lipcu tego roku do aresztu trafił Wiesław C. – lekarz wpisany na listę biegłych przez Sąd Okręgowy w Warszawie. Prokuratura zarzuciła mu, że wystawiał fałszywe zwolnienia lekarskie, potwierdzające nieprawdziwe choroby, co osobom skazanym umożliwiało odraczanie wykonania kar pozbawienia wolności, zaś oskarżonym – unikania odpowiedzialności karnej. Dzięki dokumentom C. aresztu uniknął m.in. szef grupy przestępczej zajmującej się wyłudzaniem mieszkań od osób starszych i schorowanych. Wiesław C. wpadł, bo udowodniono mu, że co najmniej jedno ze zwolnień wystawił dla osoby, z którą nawet nie miał kontaktu. Sprawa Wiesława C. może wyrosnąć na jeden z największych skandali w polskim wymiarze sprawiedliwości, bo prokuratura sprawdza teraz, czy jego koledzy-sędziowie wiedzieli o jego procederze i przymykali na to oko.

Niekompetencja i głupota biegłych, których opinie służą często za podstawę do wydawania wyroków, to osobny rozdział patologii wymiaru sprawiedliwości. Tu „wisienką na torcie” jest opinia biegłego na temat skruszonego przestępcy, który trzy lata temu pomówił warszawskiego przedsiębiorcę o handel narkotykami. Obrońca wykazał, że ów przestępca został w więzieniu poddany poniżającym czynnościom seksualnym, rozpaczliwie chciał wyjść na wolność i w zamian za zwolnienie zeznawał to, czego oczekiwała prokuratura, obciążając różne postronne osoby. Powołany biegły nie dopatrzył się związku między tymi wydarzeniami, co znalazło odzwierciedlenie w wyroku. „Z doświadczenia życiowego sądu wynika, że »przecwelowanie« w więziennej celi nie ma wpływu na wiarygodność świadka” – napisała młoda sędzia w uzasadnieniu wyroku skazującego. Obrońca odniósł się do tego w trakcie apelacji. – Co to znaczy „z doświadczenia życiowego sądu”, jakie jest doświadczenie życiowe sądu w kwestii przecwelowania? – pytał dramatycznym głosem w mowie końcowej. – To w sądzie się kogoś cweluje, sąd kogoś przecwelował? A może sąd sam został przecwelowany?

Jego wystąpienie szybko jednak przerwała przewodnicząca sądu odwoławczego. Wyrok utrzymano i przedsiębiorca poszedł na dwa lata do więzienia, choć już pobieżna lektura akt wskazuje na to, że sprawa powinna zostać umorzona na etapie postępowania przygotowawczego.

Popularny dowcip

Kilka lat temu w warszawskim środowisku prawniczym popularny był dowcip o trzech sędziach, którym obrady nad wyrokiem przerywa wejście wzburzonego młodego człowieka. – Wczoraj pańska żona była z psem na spacerze i pański pies pogryzł moje dziecko – mówi wzburzony młodzieniec do przewodniczącego składu orzekającego. – Albo zapłaci pan mi 10 tysięcy odszkodowania albo pozwę pana do tego sądu – dodaje. Sędzia odliczył kwotę pieniędzy i przekazał. Gdy uradowany młody człowiek wyszedł z gabinetu z plikiem banknotów, drugi sędzia spytał kolegę: – Tadziu, przecież ty jesteś od pięciu lat wdowcem, a psa nigdy nie mieliście. Czemu mu zapłaciłeś? Na to sędzia:
– Nie chciałem, żeby mnie pozwał. Wiadomo, co w tym naszym sądzie jeszcze wymyślą?

I trudno się oprzeć wrażeniu, że duża część wyroków zapada według tej samej logiki.

REKLAMA