Czaputowicz jedzie na wojnę. Na Ukrainie zamierza odwiedzić linię frontu w Donbasie. „Celem zademonstrowanie wsparcia”

Ukraiński żołnierz zdjęcie ilustracyjne / Flickr
Ukraiński żołnierz zdjęcie ilustracyjne / Flickr
REKLAMA

Minister Spraw Zagranicznych, Jacek Czaputowicz, udaje się w środę z wizytą na Ukrainę. Wraz z szefami MSZ kilku europejskich państw odwiedzi Mariupol. Zamierza się też udać na linię frontu w Donbasie.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że szef polskiego MSZ, Jacek Czaputowicz, udaje się dziś wraz z ministrami spraw zagranicznych Czech, Estonii, Litwy i Łotwy do Mariupolu na Ukrainie na zaproszenie tamtejszego szefa dyplomacji Pawło Klimkina.

REKLAMA

Jak podało MSZ w komunikacie delegacja spotka się z władzami miasta i regionu, odwiedzi port morski i stację uzdatnia wody w Mariupolu. Wezmie także udział w spotkaniu z przedstawicielami biura misji obserwacyjnej OBWE oraz miejscowych organizacji międzyrządowych (UNHCR, ICRC).

W komunikacie podano także, że Jacek Czaputowicz zamierza pojawić się na linii rozgraniczenia z ukraińskimi obszarami znajdującymi się pod kontrolą prorosyjskich separatystów.

O planowanej wizycie poinformował w ubiegłym tygodniu szef ukraińskiego MSZ, Pawło Klimkin. Ukraińskie media pisały wówczas, że będą to ministrowie spraw zagranicznych Słowacji, Estonii, Łotwy, Litwy, Szwecji i Polski.

Już przy tamtej okazji zwróciliśmy uwagę, że takie prowadzenie polityki zagranicznej jest niebezpieczne z punktu widzenia interesów Polski pisząc: „W obecności polskiego ministra nie byłoby nic dziwnego, gdyby w takiej wizycie uczestniczyli ministrowie spraw zagranicznych wszystkich unijnych krajów. Wówczas możemy mówić o wspólnym europejskim froncie i nie wystawiać się na celownik ewentualnych działań odwetowych.

W innym przypadku wychodzimy niepotrzebnie przed szereg i pozwalamy aby naszymi rękami inni załatwiali swoje interesy. Skuteczna dyplomacja powinna działać dokładnie odwrotnie – osłabiać pozycję Rosji za pomocą działań innych krajów samemu pozostając pozornie z boku.

Okazuje się jednak, że zgodziliśmy się na udział w jeszcze bardziej niebezpiecznym przedsięwzięciu. Mariupol jest położony zaledwie kilkanaście kilometrów od terytoriów kontrolowanych przez prorosyjskich separatystów i już wizyta na jego terenie niesie zagrożenia choćby aktami terroru. Ale to ryzyko rośnie niewspółmiernie w momencie gdy Minister Czaputowicz będzie odwiedzał ukraińskie jednostki na linii frontu.

Co zrobi polski rząd w przypadku gdy delegacja zostanie ostrzelana przez rosyjskich separatystów i, odpukać w niemalowane, będą ofiary tego ostrzału? Wypowiemy wojnę Rosji albo podejmiemy inne działania odwetowe o charakterze militarnym? A może ograniczymy się do nic nie znaczących protestów wobec Rosji ukazując totalną słabość?

Co gorsza wydaje się, że nie uczymy się na tym czego już doświadczyliśmy. W 2008 roku konwój z prezydentem Kaczyńskim znalazł się pod ostrzałem w Gruzji w podobnej sytuacji. Co prawda do dziś nie wyjaśniono kto tak naprawdę strzelał, a śledztwo umorzono, ale tak już jest w strefie frontowej, że, pomijając nawet możliwość prowokacji rozważanej wówczas przez polskie media, strzelać mogą obie strony.

Jaka jest gwarancja, że podobna sytuacja nie wystąpi w trakcie obecnej wizyty? Polska może niewiele zyskać, a dużo stracić chyba, że nie o nasz interes tu chodzi.

REKLAMA