Mnożą się znaki zapytania wokół zamachu w nowej Zelandii. Kto naprawdę stoi za atakiem?

Zdjęcie ilustracyjne. / Źródło: Twitter
Zdjęcie ilustracyjne. / Źródło: Twitter
REKLAMA

Policjantom z Nowej Zelandii złapanie terrorysty zajęło 36 minut. Zadecydować miał przypadek, bo niedaleko miejsca tragedii odbywali akurat ćwiczenia. Policja podaje, że akcji dokonała specjalna jednostka, która dotarła pod meczet Al Noor już cztery minuty po śmierci pierwszych ofiar, a 10 minut od otrzymania zgłoszenia. Rekord świata.

Zdecydował przypadek, bo akurat tego dnia zarządzono im w centrum miasta szkolenie i mieli z sobą pełny ekwipunek. W dodatku policjanci rzadko noszą przy sobie broń, kamizelki i tego typu akcesoria.

REKLAMA

Nie jest to pierwszy tego typu przypadek. W listopadzie 2015 r. w Paryżu służby też miały dużo szczęścia, bo akurat odbywały się ćwiczenia symulowanego ataku masowego z udziałem karetek pogotowia i te były niemal natychmiast gotowe do akcji.

Także podczas słynnego zamachu z 11 września w USA, akurat amerykańskie dowództwo obrony kosmicznej (NORAD) trenowało symulację „Vigilant Guardian”, która miała w scenariuszu także samoloty uprowadzone przez terrorystów. Doszło do tego, że przez pewien czas myślano, że to po prostu ciąg dalszy ćwiczeń.

Tego typu zbiegu okoliczności jest jednak więcej. Podobno, także w czasie ataków na londyńskie metro, kilka dni wcześnie odbywały się ćwiczenia z jego zabezpieczeniem przed taką ewentualnością. „Daily Mail” pisało, że „policja ukończyła szkolenie antyterrorystyczne, które przewidywało atak na londyńską sieć transportową zaledwie kilka dni przed prawdziwym atakiem”. W scenariuszu były m.in. zamachy bombowe w stacjach metra Waterloo, Embankment i St James’s Park.

Tego typu koincydencje są wdzięcznym źródłem powstawania teorii spiskowych o możliwym prowokowaniu zamachów, za którymi stoi ograniczanie praw i wolności obywatelskich. Najwięcej obostrzeń wprowadzono po 11 września w USA, ale ostatni zamach w Nowej Zelandii pozwolił władzy ograniczyć zasady wolności słowa, a przede wszystkim podważyć prawo do posiadania broni.

Argumentów za istnieniem teorii spiskowych jest zresztą więcej. W każdym razie, rzeczywiście niemal każdy przypadek terroryzmu rodzi ze strony władzy pokusę ograniczania wolności obywatelskich dla rzekomego zwiększania „bezpieczeństwa”. Kontroluje się już niemal wszystkie przepływy finansowe, zniknęła tajemnica bankowa, inwigiluje na masową skalę połączenia telefoniczne i internet, ustawia nowe kamery uliczne, odbiera się broń ludziom w krajach, gdzie jej posiadanie jest dozwolone. Może więc teorie „spiskowców” nie są całkiem bezzasadne.W końcu to stara metoda, a w Gliwicach w 1939 były np. trupy w polskich mundurach…

Źródło: activistpost.com

REKLAMA