Astronomowie od 50 lat bezskutecznie próbowali szukać cywilizacji pozaziemskich. Podczas odbywającego się co dwa lata spotkania projektu Messaging Extraterrestrial Intelligence (METI) przedstawili przyczynę swoich niepowodzeń. Zdaniem naukowców… po prostu żyjemy w „galaktycznym zoo”.
Lech Wałęsa podczas jednego z ostatnich spotkań z posiadaczami zaKODowanych umysłów, stwierdził, że musimy brać pod uwagę, że obca cywilizacja przyleci do nas „swoimi ufami” i nas zniszczy. Naukowcy mają na ten temat inne zdanie.
– Być może istoty pozaziemskie obserwują ludzi na Ziemi, podobnie jak oglądamy zwierzęta w zoo? Jak możemy zmusić galaktycznych opiekunów do ujawnienia się? Gdybyśmy pojechali do zoo i nagle zebra zwróciła się do nas, spojrzała w oczy i zaczęła wydobywać trudne do zrozumienia dla nas dźwięki, czy czulibyśmy się zmuszeni do odpowiedzi? Identycznie może być z istotami pozaziemskimi, które przesyłają bogate informacje radiowe do pobliskich gwiazd – tłumaczył Douglas Vakoch, prezes METI.
Po raz pierwszy hipotezę „zoo” wysunięto już w latach 70. XX w. Tak astronom John Ball wyjaśniał paradoks Fermiego. W latach 50. włoski astronom Enrico Fermi zapytał bowiem: „jeżeli życie jest tak powszechne we wszechświecie, to dlaczego jeszcze nikogo nie usłyszeliśmy?”.
– Nasze spotkanie koncentrowało się bardziej na pytaniach, które można omówić w biologii, psychologii i socjologii. Jakie są motywacje istot pozaziemskich? Jeśli istnieją cywilizacje robiące dokładnie to, co myślimy – po prostu słuchając i nie przesyłając – oznaczałoby to, że żyjemy w bardzo cichym wszechświecie. Czy mogą tam być, a nawet wiedzieć o nas, ale decydują się nie odpowiadać? – zastanawiał się Vakoch.
Astronomowie uważają, że w przypadku komunikacji międzygwiezdnej ktoś musi wykonać pierwszy ruch. METI przygotowuje się do wysłania w kosmos informacji opisujących 150. Rocznicę odkrycia układu okresowego.
Źródło: interia.pl