Szokująca decyzja niemieckich prawników. Dzieci mogą być nieprzyjmowane do szkół z powodu niepoprawnego politycznie zaangażowania rodziców

Bundestag z niemiecką flagą/fot. ilustracyjne/fot. Pixabay
Bundestag z niemiecką flagą/fot. ilustracyjne/fot. Pixabay
REKLAMA

Prywatne szkoły mogą odmówić przyjęcia dziecka, dlatego że ich rodzice są politykami narodowo-konserwatywnej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), i nie jest to dyskryminacja – do takiego wniosku doszli prawnicy landu Berlin w specjalnej ekspertyzie.

Sprawa, której dotyczy ekspertyza, wzbudzała kontrowersje od października ubiegłego roku w całych Niemczech. Prywatna szkoła w stolicy nie przyjęła 6-letniej córki jednego z polityków prawicowego ugrupowania, który zasiada w landowym parlamencie (Berlin jest miastem na prawach kraju związkowego RFN). Zgodnie z ekspertyzą prawników lokalnego ministerstwa edukacji decyzja szkoły nie była dyskryminująca.

REKLAMA

Zgodnie z nią prywatne szkoły mają prawo do doboru uczniów. Przypadek 6-letniego dziecka deputowanego nie jest zatem sprzeczny z szeregiem przepisów antydyskryminacyjnych i dotyczących równego traktowania w placówkach edukacyjnych.

Z prawnego punktu widzenia nie da się podważyć decyzji szkoły – powiedziała rzecznik berlińskiego ministerstwa edukacji, cytowana w czwartek przez dziennik „Tagesspiegel”. – Przepisy dotyczące równego traktowania mogą być stosowane w prywatnych szkołach tylko w ograniczonym stopniu, np. gdyby chodziło o dyskryminację ze względu na rasę lub pochodzenie etniczne – dodała. Zgodnie z tym kwestie polityczne i światopoglądowe mogą być brane pod uwagę przy wyborze uczniów.

Przewodniczący frakcji AfD w berlińskim parlamencie Georg Pazderski uznał ekspertyzę za skandaliczną. – Taka wykładnia nie odpowiada naszemu rozumieniu prawa i jest sprzeczne z zasadą równości – powiedział.

Nota bene w ubiegłym roku nawet szefowa lokalnego resortu edukacji w Berlinie Sandra Scheeres (SPD) krytycznie oceniła decyzję szkoły. – Jest to dla mnie bardzo problematyczne, że dziecko ponosi odpowiedzialność za polityczne zaangażowanie rodziców – zauważyła.

Również przewodniczący Związku Niemieckich Nauczycieli (DL) Heinz-Peter Meidinger uznał, że szkoła przekroczyła granicę, a stosowanie odpowiedzialności rodzinnej za niedopuszczalne.

Warto przypomnieć też decyzję podobnego przypadku w sferze pracy. W październiku Federalny Sąd Pracy w Erfurcie orzekł, że „instytucje kościelne nie mogą uczynić członkostwa w Kościele podstawowym warunkiem ubiegania się o pracę”. Orzeczenie miało związek ze sprawą, którą wniosła mieszkanka Berlina przeciwko Diakonii – największemu protestanckiemu pracodawcy w Niemczech.

W 2012 roku kobieta aplikowała na posadę referentki w Ewangelickim Biurze Diakonii i Rozwoju. Aplikację odrzucono. Zdaniem kobiety, najważniejszą sprawą był fakt, że nie jest ona członkiem wspólnoty ewangelickiej. W związku z tym wniosła pozew o dyskryminację ze względu na religię.

Decyzją sądu, Diakonia musiała wypłacić odszkodowanie niedoszłej pracownicy w wysokości prawie 3,9 tys. euro (prawie 17 tys. zł). Sędziowie nie mogli bowiem wykluczyć, że padła ofiarą dyskryminacji. Ponadto orzekli, że „nie istnieje żadne prawdopodobne lub znaczące niebezpieczeństwo” naruszenia etosu grupy religijnej z powodu, że osoba ubiegająca się o pracę nie jest członkiem protestanckiej wspólnoty.

I tak oto wychodzi, że w Niemczech wolno wyrzucać ze szkoły dzieci z prawicowych rodzin. Natomiast konsekwencja w późniejszym życiu? Jak widać, nie istnieje.

Źródła: PAP/nczas.com

REKLAMA