Odszkodowania od Niemiec bardzo trudne, ale mogą być kartą atutową w rozgrywkach unijnych

Angela Merkel. Foto: PAP/EPA
Angela Merkel. Foto: PAP/EPA
REKLAMA

Uchwała greckiego parlamentu zobowiązująca rząd do podjęcia kroków w sprawie uzyskania od Niemiec rekompensat za zniszczenia, zbrodnie i przymusowe pożyczki z okresu II wojny światowej, wywołała już odpowiedź Berlina. Tak szybka reakcja pokazuje, że druga strona problem dostrzega.

Grecka komisja wycenia sumę reparacji na minimum 290 mld euro. „Te roszczenia są naszym historycznym i moralnym obowiązkiem” – zapowiedział premier Grecji Aleksis Tsipras. Trzeba dodać, że wezwanie parlamentu poparły niemal wszystkie partie, od lewa do prawa.

REKLAMA

Jeśli nawet rozpoczęcie w Atenach debaty na ten temat jest częściowo związane z polityką wewnętrzną, to zapowiada się realny spór międzynarodowy. Działaniom Grecji z pewnością przygląda sięteż następna w kolejce… Warszawa.

Berlin reaguje po staremu. Jego zdaniem, kwestia niemieckich reparacji jest zamknięta zarówno pod względem prawnym, jak i politycznym i powołuje się na wypłacone pieniądze (5% żądanej sumy) w latach 60. „Mamy świadomość naszej wielkiej winy i wielkiego cierpienia, jakie Niemcy zgotowali w Grecji w czasach narodowego socjalizmu. Dlatego rząd w Berlinie zabiega o dobre stosunki z Grecją jako „przyjacielem i partnerem” – odpowiedział rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert, ale dodał, że sprawa jest zamknięta.

Politykę Berlina wspierają tradycyjnie w takich przypadkach niemieckie media. Zauważą się nie tylko żądania greckie, ale i… polskie. „Maerkische Oderzeitung“ pisze, że „jeśli polski rząd i grecki parlament nadal uważają, że ​​Niemcy nie zapłacili w wystarczającym stopniu za swoją winę” to jest to „gorzkie”.

Gazeta przywołuje argument „sukcesu Europejczyków”, który polega na tym, że „jeszcze nigdy tak długo nie żyliśmy ze sobą w pokoju, jak od 1945 roku” z sugestią, by „nie rozdrapywać starych ran”. Dziennik ukazujący się we Frankfurcie nad Odrą pisze: „Po klęsce w 1945 r. Niemcy zrobiły wiele, by wyciągnąć polityczne wnioski z popełnionych zbrodni i by przynajmniej trochę złagodzić cierpienia tych, którzy przeżyli i przede wszystkim zyskać nowe zaufanie”.

Niemieccy łaskawcy dopuszczają jednak wobec Polski i Grecji „inne gesty dobrej woli, takie jak restytucja dóbr kultury czy odbudowa (…) Pałacu Saskiego. Powinien im towarzyszyć duch współpracy, a nie rozdrapywanie starych ran. Albo absurdalnie wysokie roszczenia setek miliardów euro”.

Szczytem bezczelności z elementami szantażu jest też tekst o tym, że „Tak czy owak dobrego sąsiedztwa i zaufania nie można kupić za pieniądze”. Ciekawe jak na takie argumenty reagowałby w rozmowach o reparacjach za zbrodnie wojenne dla swoich obywateli Izrael i organizacje żydowskie?

Grecja, czy Polska nie mają jednak takiej „przebojowości”, nie mówiąc już o braku odpowiedniego lobby na świecie. Uzyskanie reparacji od Niemiec będzie więc trudne. Przewidując finał tej sprawy w trybunałach międzynarodowych, być może nawet niemożliwe. Jest to jednak zawsze jakaś karta przetargowa w unijnej grze w owego „ducha współpracy”.

Źródło: „DoRzeczy”

REKLAMA