Tak krakowska Straż Miejska kpi sobie z ludzi! I po co komu taka służba?

REKLAMA

Jackowi Bilińskiemu przeszkadzał hałas powodowany głośną pracą turystycznych autobusów. Pisał do ZIKiT, pisał do prezydenta. Najwięcej problemu miał jednak ze skontaktowaniem się ze Strażą Miejską.

Krakowska Straż Miejska zdaje się nie szanować zbyt mocno mieszkańców Krakowa. Nie wiadomo też za bardzo, jak się z SM kontaktować. Wychodzi na to, że nie można ani listownie, ani telefonicznie. Może więc telepatycznie?

REKLAMA

Jacek Biliński to mieszkaniec Krakowa, który chciał się poskarżyć jakiemuś urzędnikowi. Gdyby żył na przykład w Szwajcarii, to prawo do tego miałby nawet zagwarantowane konstytucyjnie. W Polsce jednak jest zupełnie inaczej.

Problemem Jacka był hałas, za który winą obarczał autobusy turystyczne. Napisał więc do ZIKiT, a ci odpisali mu, że: ,,Hałas jest nieodzowną częścią życia człowieka”. Bardzo filozoficzne, jak widać mądrzy ludzie tam siedzą.

Jacek napisał więc do Prezydenta Krakowa, ten jednak ma na głowie dużo ważniejsze rzeczy niż obywatelskie skargi i nie odpisał mu wcale.

Ostatnią deską ratunku miała być więc Straż Miejska. Tyle, że z deski ratunku zmieniła się w kłodę rzuconą pod nogi. Gdy Jacek zadzwonił na Straż Miejską to tam, obruszeni urzędnicy mu powiedzieli, że na SM się nie dzwoni, tylko trzeba wysłać list. Wysłał więc list i uzyskał odpowiedź… a w niej informację, że do SM się nie pisze tylko dzwoni.

I bądź tu mądry obywatelu!

Źródło: Gazeta Krakowska

REKLAMA