Gwałtowna burza w Tatrach zabiła co najmniej cztery osoby po stronie polskiej i jedną po słowackiej. Rannych jest blisko 90 osób. Świadkowie i bezpośredni uczestnicy wydarzeń relacjonują, jak wyglądał pogodowy armagedon.
– Byliśmy na przełęczy pod Giewontem. Już wcześniej słyszeliśmy grzmoty. Na Giewoncie było wiele osób. Gdy piorun uderzył w szczyt usłyszeliśmy krzyki ludzi. Było wcześniejsze wyładowanie, a ludzie dalej wchodzili na górę – powiedział „Tygodnikowi Podhalańskiemu” jeden z turystów.
Do dramatycznych relacji jednego ze świadków dotarł również Portal Tatrzański. – Piorun uderzył idącego przede mną mężczyznę. Był to zagraniczny turysta. Dochodziliśmy do Ciemniaka. Nagle, nie wiadomo skąd, znalazłem się na ziemi, jak i dwójka ludzi za mną – opisuje.
– Niestety ten, co został porażony piorunem, nie wstawał. Uderzył twarzą o skały, więc był cały we krwi, ale przytomny, tylko kompletnie nie ogarniał, co się działo. Miał popalone ubranie, kijki w różnych miejscach. Odsunęliśmy go od skał, chyba jego żona miała folię, więc go okryliśmy. Został wezwany TOPR – opisuje Pan Łukasz.
Panika wybuchła również na Hali Kondratowej. – Burza pojawiła się nie wiadomo skąd, nagle. To trwało moment – nie tak jak na nizinach – relacjonował na antenie „RMF FM” Pan Krzysztof.
Ucierpiały przede wszystkim osoby, które trzymały się łańcuchów w momencie uderzenia piorunów. – Osoby spadały na południową stronę góry. W pewnym momencie pod kopułą leżało kilkadziesiąt osób z obrażeniami. Nadal trwa znoszenie ciał, m.in. w rejonie Kasprowego i Hali Kondratowej. Nie wiadomo, czy ktoś jeszcze nie potrzebuje pomocy. W tej trudnej sytuacji ratownicy mieli ogrom pracy i w związku z tym nadal mogą pojawić się informacje o osobach, które nie dotrą na noc do miejsca zakwaterowania – relacjonował naczelnik TOPR, Jan Krzysztof.