Dziwaczne tłumaczenie Artura Zawiszy po wypadku w Warszawie. „Odstawiałem auto do firmowego garażu”

Artur Zawisza/fot. YouTube/TVP Info
Artur Zawisza/fot. YouTube/TVP Info
REKLAMA

Nie ma najlepszej passy Artur Zawisza. W piątek rano potrącił swoim mercedesem rowerzystkę, mimo że nie powinien siedzieć za kierownicą z powodu braku prawa jazdy. Polityk wyraził skruchę, przeprosił i… ponownie wsiadł za kółko. Tego samego dnia wieczorem raz jeszcze został zatrzymany przez policję.

Niektóre życzliwe osoby doradzają, żeby nie zabierać głosu, bo to prowokuje nieżyczliwych. Zapewne tak jest, ale nie chciałem milczeć i uciekać od tematu, lecz raczej stanąć twarzą w twarz z wydarzeniami życia – komentuje własną postawę Zawisza.

REKLAMA

Opisując potrącenie rowerzystki i jednocześnie tłumacząc fakt kierowania pojazdem bez odpowiednich uprawnień, Zawisza twierdził, że „jechał w stanie wyższej konieczności jako jedyny żywiciel rodziny”. Kolejną jazdę kilkanaście godzin później tłumaczy natomiast odstawieniem samochodu do garażu.

W piątek wieczorem, gdy odstawiałem auto do firmowego garażu upolował mnie pracujący w Parlamencie Europejskim asystent pani poseł z Koalicji Europejskiej i jego zdjęciami posłużyły się media, gdy po doniesieniu na policję patrol zatrzymał mnie w aucie robiącego trzyminutowy objazd ulicami do garażu. Zdjęcia zostały opublikowane na profilu autora i zaczęły żyć własnym życiem. Zgodnie z literą prawa ja działałem nielegalnie, a on legalnie – pisze.

Przepraszam jak od pierwszej chwili piątkowego poranka i szczególnie współczuję pani Anecie. Swoich rzeczywistych win nie wybielam i wiem, że życie nabrało innego ciężaru, który muszę nieść. Mam nadzieję na pełne zdrowie i sprawność oraz dobre w końcu samopoczucie pani Anety. Przepraszam i do końca życia będę przepraszał – kończy wpis Zawisza.

REKLAMA