
Nie ma najlepszej passy Artur Zawisza. W piątek rano potrącił swoim mercedesem rowerzystkę, mimo że nie powinien siedzieć za kierownicą z powodu braku prawa jazdy. Polityk wyraził skruchę, przeprosił i… ponownie wsiadł za kółko. Tego samego dnia wieczorem raz jeszcze został zatrzymany przez policję.
– Niektóre życzliwe osoby doradzają, żeby nie zabierać głosu, bo to prowokuje nieżyczliwych. Zapewne tak jest, ale nie chciałem milczeć i uciekać od tematu, lecz raczej stanąć twarzą w twarz z wydarzeniami życia – komentuje własną postawę Zawisza.
Opisując potrącenie rowerzystki i jednocześnie tłumacząc fakt kierowania pojazdem bez odpowiednich uprawnień, Zawisza twierdził, że „jechał w stanie wyższej konieczności jako jedyny żywiciel rodziny”. Kolejną jazdę kilkanaście godzin później tłumaczy natomiast odstawieniem samochodu do garażu.
– W piątek wieczorem, gdy odstawiałem auto do firmowego garażu upolował mnie pracujący w Parlamencie Europejskim asystent pani poseł z Koalicji Europejskiej i jego zdjęciami posłużyły się media, gdy po doniesieniu na policję patrol zatrzymał mnie w aucie robiącego trzyminutowy objazd ulicami do garażu. Zdjęcia zostały opublikowane na profilu autora i zaczęły żyć własnym życiem. Zgodnie z literą prawa ja działałem nielegalnie, a on legalnie – pisze.
– Przepraszam jak od pierwszej chwili piątkowego poranka i szczególnie współczuję pani Anecie. Swoich rzeczywistych win nie wybielam i wiem, że życie nabrało innego ciężaru, który muszę nieść. Mam nadzieję na pełne zdrowie i sprawność oraz dobre w końcu samopoczucie pani Anety. Przepraszam i do końca życia będę przepraszał – kończy wpis Zawisza.