Z Francji donoszą o kwitnącym procederze oszustw „na złoto”. Zdesperowany rzekomo brakiem gotówki i nie działającą kartą bankową kierowca prosi a stacji benzynowej innych klientów o zatankowanie w zamian za ściągniętą z palca obrączkę lub sygnet.
Inna wersja to zepsuty rzekomo samochód z podniesioną klapą przy wjeździe lub zjeździe z autostrady. Kiedy zatrzymuje się dobry Samarytanin, mówią, że zabrało im już euro na zatankowanie. W zamian oferują biżuterię (sztuczną) lub obcą walutę (fałszywą).
Złoto rzecz jasna okazuje się tombakiem, ale zaślepieni żółtym kolorem Francuzi dają nagminnie nabierać. Oszustwo jest tylko wariacją znanego od lat triku w wersji dla „pieszych”.
Modę oszustwa „na złoto” szeroko praktykowali przez lata w Paryżu Cyganie. Wybierali np. turystę, któremu dyskretnie podrzucali pod nogi obrączkę. Później ją „znajdowali” i wmawiali, że to pewnie jego zguba. Kiedy „jeleń” zaślepiony żądzą złota potwierdzał, prosili jedynie o jakieś „drobne”, np. 20, czy 50 euro za tak cenny przedmiot.
„Drogowa” wersja oszustwa przybrała takie rozmiary, że francuska policja wezwała kierowców do zachowania ostrożności i niezatrzymywania się przy takich przypadkach, a wezwania służb oraz zanotowania jak największej liczby szczegółów w celu identyfikacji podejrzanego samochodu. Teraz trzeba będzie wymyślić nowy wariant?
Źródło: Ouest France