Tak Jan Śpiewak bronił się w sądzie. „Skróty myślowe i hipotezy. Nie stanowiły zdań w sensie logicznym”

Jan Śpiewak / Fot. PAP
Jan Śpiewak / Fot. PAP
REKLAMA

Jan Śpiewak podczas obrony w apelacji „nie twierdził, że jego oskarżenia pod adresem córki Zbigniewa Ćwiąkalskiego są prawdziwe”. Mówił, że były to „jedynie opinie” oraz „skróty myślowe”.

Szczegóły w sprawie Jana Śpiewaka są znane tylko stronom. Procesy o zniesławienie są z reguły utajnione. Jan Śpiewak twierdzi, że chciałby ujawnić więcej, ale nie może. Bogumiła Górnikowska również nie chce ujawniać żadnych materiałów.

„Gazeta Wyborcza” otrzymała zaś dokumenty z procesu „ze źródeł sądowych”.

REKLAMA

Uważam, że opinia publiczna powinna je poznać. Może parę osób zastanowiłoby się, zanim wyda oceny – powiedziała osoba donosząca kopie akt.

Start afery

18 października 2017 r. aktywista, który szykuje się właśnie do startu w wyborach na prezydenta Warszawy, pisze na Twitterze: „Boom. Córka ministra Ćwiąkalskiego przejęła w 2010 r. metodą na 118-letniego kuratora kamienicę na Ochocie” – relacjonuje GW.

Śpiewak uporczywie używa panieńskiego nazwiska Górnikowskiej. Będzie tak robił podczas rozpraw. Pisze, że Górnikowska w sprawie nie pojawiła się przypadkiem i że stał za tym Ćwiąkalski, w latach 2007-09 minister sprawiedliwości. Chodzi o budynek przy ul. Joteyki 13 – czytamy.

Śpiewak publikuje swoje informacje już po zamknięciu sprawy tej kamienicy. Nikt nie kwestionował praw spadkobierców. Od tego momentu Śpiewak umieszcza kolejne informacje „o przekazaniu córce Ćwiąkalskiego sklepu i 11 rodzin na Ochocie”, „przejęciu przez córkę ministra metodą na kuratora połowy kamienicy”, „przejęciu kamienicy metodą na zmarłego”, „grubej aferze z udziałem elity prawniczej” oraz „dramacie lokatorów kupionych przez córkę Ćwiąkalskiego”.

Sprawa nabiera tempa

19 października 2017 roku zorganizował przy Joteyki konferencję prasową. Powtórzył wówczas oskarżenia o „córce Ćwiąkalskiego”. Prawnik wysłała żądanie, by Śpiewak przestał rozpowszechniać na jej temat nieprawdziwe informacje. Ten zaś wyśmiał żądanie i nazwał je „pogróżkami”.

Po pierwszych oskarżeniach Górnikowska tłumaczy w mediach (jest to też w aktach sądowych): od 2008 r. była kuratorem Aleksandra Piekarskiego, właściciela połowy budynku. Była świeżo po aplikacji adwokackiej. O przyjęcie kurateli poprosił ją kolega pracujący w kancelarii krakowskiego prawnika Roberta Porwisza – podaje GW.

Do grudnia 2011 roku Porwisz reprezentował żyjących spadkobierców drugiej części kamienicy. – Ustalenie losów Piekarskiego było konieczne do przejęcia części mieszkań i uzyskania odszkodowania za te, które zostały już sprzedane. Wiadomo było, że Piekarski prawdopodobnie nie żyje. Prawo wymaga jednak ustalenia daty jego śmierci i znalezienia osób uprawnionych do spadku – czytamy.

Stonowanie zarzutów

Podczas procesu Jan Śpiewak jednak znacznie ograniczył swoje zarzuty. Według niego, Górnikowska „przekroczyła swoje uprawnienia jako kurator przez to, że szukała spadkobiercy aż trzy lata i dokonywała podwyżek czynszu, do czego nie miała uprawnień”. Dodał też, że Górnikowska „pełni funkcję zaufania publicznego, musi być zatem odporna i mieć świadomość, że jej działalność będzie poddawana ocenie”.

Kluczowa była kwestia prawdziwości zarzutów sformułowanych przez Jana Śpiewaka – orzekł sąd pierwszej instancji zaznaczając, że „w jego wypowiedziach przedstawione były fakty, które nie miały miejsca w rzeczywistości”.

Reprywatyzacja w Warszawie budzi kontrowersje społeczne, prawdą jest też, że na ten proceder zwrócił uwagę Jan Śpiewak, nie oznacza to jednak uprawnienia Jana Śpiewaka do formułowania niesprawdzonych zarzutów pod adresem Bogumiły Górnikowskiej – czytamy w wyroku.

Śpiewak podawał, że Górnikowska, córka ministra sprawiedliwości w rządzie Tuska, przejęła kamienicę metodą na kuratora, czyli podejmowała działania, które pod pozorem zabezpieczenia interesów majątkowych spadkobiercy doprowadziły do nabycia przez nią nieruchomości, przy czym było to możliwe ze względu na jej powiązania rodzinne i polityczne – napisano w uzasadnieniu.

W rzeczywistości Górnikowska została ustanowiona kuratorem dla osoby nieznanej z miejsca pobytu, której daty urodzenia nie znała. Nigdy też nie przejęła na własność kamienicy ani nie czerpała z niej żadnych korzyści – dodano.

Przy apelacji zaś Jan Śpiewak nie twierdził już, że jego zarzuty były prawdziwe. Przekonywał, że były to jedynie „opinie” i „hipotezy”.

Kluczowe inkryminowane sformułowania nie stanowiły zdań w sensie logicznym. Nie przedstawiały informacji, ale jedynie opinie. Ich odbiorców miały sprowokować do krytycznej oceny podstawowych problemów życia publicznego, zostawiając im jednocześnie pole do interpretacji – pisał Jan Śpiewak. Dodawał też, że „posługiwał się oczywistymi skrótami myślowymi oraz sformułowaniami, które nie mają jednoznacznych desygnatów i podlegają swobodnej interpretacji”.

Źródło: wyborcza.pl

REKLAMA