To może być początek wojny! Iracki parlament będzie decydował czy amerykańskie wojska opuszczą kraj

Plakat z wpływowym szyickim duchownym Muktadą al-Sadr na irackiej ulicy fot. PAP/MURTAJA LATEEF
Plakat z wpływowym szyickim duchownym Muktadą al-Sadr na irackiej ulicy fot. PAP/MURTAJA LATEEF
REKLAMA

Iracki parlament będzie decydował w głosowaniu, czy amerykańskie wojska muszą opuścić kraj. Rywalizujące ze sobą frakcje mogą połączyć głosy

Przywódcy szyickich ugrupowań w irackim parlamencie mogą zjednoczyć swe siły w obliczu zaistniałej sytuacji.

Liderzy organizacji Badr i Ruchu Sadrystowskiego opowiadają się za nadzwyczajnym posiedzeniem irackiego parlamentu. Miałoby ono zdecydować czy amerykańskie wojska mogą pozostać w Iraku, czy też ich mandat zostanie wygaszony.

REKLAMA

Kluczowa będzie postawa 53 posłów z ugrupowania, którego nieformalnym liderem jest szyicki duchowny Muktada as-Sadr. Jest on uznawany za przedstawiciela nurtu nacjonalistów irackich, którzy chcą wyzwolenia kraju spod wpływów zarówno USA jak i Iranu.

Muktada as-Sadr i jego Armia Mahdiego walczył już w przeszłości z Amerykanami  i zapowiedział odtworzenie militarnych struktur ruchu.

Hadi al-Amiri stojący na czele Organizacji Badr apelował o jedność narodową i wzywał do wyrzucenia wojsk USA z Iraku.

Obaj przywódcy zapowiedzieli także, że w przypadku gdyby nie udało się uchwalić stosownej ustawy w parlamencie będą dążyć do tego zbrojnie.

Paradoksalnie gdyby do tego doszło byłaby to realizacja planu, do którego zmierzał zabity w ataku drona irański generał Ghasem Solejmani. Jednym z powodów jego wyeliminowania miało być bowiem planowanie ataków na szeroką skalę na amerykańskie wojska w regionie.

Co zrobią Stany Zjednoczone?

Nie wiadomo jaka będzie reakcja USA w przypadku gdyby parlament zdecydował o wygaszeniu mandatu.

Jeżeli amerykańskie wojska nie opuszczą Iraku będzie to oznaczać, iż zdecydowały się de facto na okupację tego kraju. Będzie to oznaczać militarną rozprawę z szyickimi milicjami.

Taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny, bowiem, mimo deklarowanej chęci obniżenia napięcia, dzisiejszej nocy w okolicach bazy at-Tadżi w pobliżu Bagdadu doszło do podobnego jak wczoraj ataku. Amerykanie zabili 6 członków Pospolitego Ruszenia (PMU). Ciała były zwęglone ale według niepotwierdzonych informacji jednym z nich miał być Shibl al-Zaydi dowódca Brygady Immama Aliego. We wczorajszym ataku zginął dowódca Katib Hezbollah, Abu Mahdi al-Muhandis.

Możliwe jest także, że dojdzie do próby zmiany rządu i puczu z wykorzystaniem sprzyjających Amerykanom jednostek irackiej armii, które były przez nich szkolone i wykonywały wspólne operacje przeciw ISIS.

Urzędujący wciąż mimo dymisji premier Iraku, Adil Abd al-Mahdi, stanowczo potępił zarówno ataki w których zginęło 27 członków szyickiej milicji jak i ten w którym zginął Solejmani.

W podobnym tonie wypowiedziała się iracka Narodowa Rada Bezpieczeństwa. Która uznała atak za naruszenie suwerenności kraju i zapowiedziała podjęcie stosownych kroków.

Gdyby Amerykanie zdecydowali się na wycofanie miałoby to ogromne skutki dla całego regionu.

Przede wszystkim straciliby oni przynajmniej częściową kontrolę jaką mają nad transportami irańskiej broni do Syrii i dalej do Libanu.

To stawiałoby pod znakiem zapytania najważniejszy priorytet amerykańskiej polityki na Bliskim Wschodzie jakim jest bezpieczeństwo Izraela.

Co więcej wystawione na bezpośrednie irańskie zagrożenie mogą się poczuć także kraje Zatoki Perskiej, a w szczególności Arabia Saudyjska. Może w takim przypadku szukać innego protektora.

Dodatkowo całkowicie odcięte zostałyby iracki  Kurdystan oraz terytoria kontrolowane w Syrii przez SDF.

REKLAMA