Twardy, czy miękki Megxit? Harry i Meghan tracą tytuły i muszą wziąć się za zarabianie pieniędzy

Meghan Markle i Harry/fot. PAP/AP
Meghan Markle i Harry/fot. PAP/AP
REKLAMA

Dziesięć dni po tym, jak książę Harry i jego żona Meghan Markle oświadczyli, że nie chcą wypełniać obowiązków członków rodziny królewskiej, pomiędzy nim,i a monarchią została zawarta umowa określająca ich statut. Przewiduje ona m.in pozbawienie pary tytułu Ich Królewskich Mości. Harry i Meghan będą też musieli też zapłacić za remont swej brytyjskiej rezydencji.

Umowa, przynajmniej w oficjalnej wersji opisuje tylko cześć zasad określających funkcjonowanie księcia Harry’ego i jego żony aktorki Markle jako członków rodzin monarszej. Królowa Elżbieta II zareagowała szybko i stanowczo na to, iż para nie chce wypełniać swych obowiązków i dzielić życie pomiędzy Wielka Brytanię, a Kanadę.

Para została pozbawiona tytułu Ich Królewskich Mości, ale nadal może używać tytułu Książę i Księżna Sussex. To jednak nie rozstrzyga, czy będą mogli na nim zarabiać, tak jak sobie bez wątpienia planowali. Książę i jego żona zarejestrowali bowiem „tytuł” „Royal Sussex” jako markę handlową. Chcieliby czerpać zyski ze sprzedaży towarów oznaczonych tym znakiem towarowym.

REKLAMA

Tytuły a pieniądze

Książę i jego żona oficjalnie zrezygnowali z pieniędzy otrzymywanych od domu królewskiego, ale tak naprawdę od podatników. To ponad 2 miliony funtów rocznie z tytułów pełnienia licznych obowiązków członków rodziny królewskiej i oficjalnego reprezentowania korony. Plan najprawdopodobniej był własnie taki, by zarabiać na towarach marki „Royal Susssex”.

Gdy para mówiła o rezygnacji z pieniędzy monarchii nie miała jednak na myśli tych otrzymywanych od ojca Harry’ego – księcia Karola. Te zaś pochodzą z gospodarstw rolnych będących w domenie monarchii.

Para ma spędzać część czasu w Wielkiej Brytanii, a część w Kandzie. Media twierdzą, iż tak naprawdę Meghan nie chce wracać na Wyspy, tylko prowadzić życie celebrytki w świecie show biznesu. Na razie pozostawiono im brytyjską rezydencję Frogmore, ale będą musieli zwrócić koszty jej wyremontowania. Najprawdopodobniej zostali zmuszeni do tego przez królową Elżbietę II, bo nic na ten temat nie pojawiło się w ich oświadczeniach. Ta sprawa została poruszona tylko w oficjalnym komunikacie Pałacu Buckingham.

Chodzi o niebagatelne pieniądze. Na remont, by dostosować posiadłość do życzeń Markle, brytyjscy podatnicy wydali 2,5 miliona funtów – około 12,5 mln złotych. Już wtedy kwota budziła kontrowersje, teraz zaś można mówić wręcz o marnotrawstwie skoro para ma tam nie mieszkać.

Rezydencja została niemal zamknięta – prawie wszyscy pracujący w niej został przeniesieni do innych posiadłości korony. Na miejscu została tylko osoba do sprzątania i administrator. Harry i Meghan nie będą więc dysponowali służbą.

Nadal nie rozstrzygnięto, a przynajmniej nie poinformowano ze względów bezpieczeństwa, jak będzie wyglądać kwestia ochrony, która przysługuje parze i sprawa organizacji podroży. Z ochroną, przynajmniej Meghan kłopot będą mieli Kanadyjczycy. Ze względu na jej statut przysługuje jej, ale Kanadyjczycy nie chcą za nią płacić. Tak przynajmniej wynika z badań opinii publicznej. Tymczasem każdy wyjazd i pobyt pary za granicą, to duży wydatek logistyczny i na ochronę.

W praktyce dopiero okaże się czy to twardy Megxit. Tym mianem Brytyjczycy określili rezygnację pary z obowiązków na rzecz korony i pomieszkiwanie to w Kanadzie, to na Wyspach. Nie ma wątpliwości, że za całym zamieszaniem stoi własnie żona księcia – Markle. Nie brakowała głosów, że królowa Elżbieta II powinna bardzo ostro potraktować parę, która najwyraźniej chciałaby korzystać z przywilejów, ale nie pracować na nie pełniąc często żmudne i bardzo wymagające obowiązki.

REKLAMA