Julia Pitera zawieszona. Wierchuszce PO nie spodobała się krytyka partii

Julia Pitera. / fot. PAP : Andrzej Rybczyński
Julia Pitera. / fot. PAP : Andrzej Rybczyński
REKLAMA

Julia Pitera została zawieszona w prawach członka Platformy Obywatelskiej. Dowiedziała się o tym dopiero, gdy chciała zagłosować na nowego przewodniczącego partii.

Jak się okazuje, zawieszenie Pitery nastąpiło 27 listopada 2019 roku. Sama polityk nic jednak o tym nie wiedziała. Pitera zapowiedziała, że będzie żądać wyjaśnień od Zarządu Krajowego PO ws. swojego zawieszenia.

Rzecznik dyscyplinarny PO Łukasz Abgarowicz potwierdził, że zawieszenie to kara za krytyczne wypowiedzi w mediach pod adresem partii i kandydatki na urząd prezydenta RP, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.

REKLAMA

Było szereg wypowiedzi, w których pani Julia Pitera atakowała w sposób bezpardonowy naszą kandydatkę na prezydenta. Po zawieszeniu więcej takich wypowiedzi nie było. Zawnioskowałem o to, żeby nic więcej w tej sprawie nie robić i zawieszenie wygasło – powiedział rzecznik dyscyplinarny PO.

Zapewnił, że Pitera otrzymała drogą mailową informację o zawieszeniu. Co więcej, na liście uprawnionych do głosowania powinna się znajdować. Inaczej sprawę widzi była poseł.

Przyszłam dziś do lokalu wyborczego i nie było mnie na liście, a powodem tego było to, że jestem zawieszona. Dostałam od członków komisji pismo z 27 listopada o tym, że zostałam zawieszona w prawach członka PO – relacjonowała.

Dodała, w rozmowie z jedną z pracownic biura krajowego zagroziła, że zaskarży wybory do sądu partyjnego. Wtedy – według niej – do członków stołecznej komisji wyborczej dotarła informacja o tym, że Pitera ma jednak prawo udziału w wyborach.

Była posłanka zapowiedziała, że będzie żądać od członków zarządu PO wyjaśnień, czy w ogóle o sytuacji wiedzieli. Według niej postanowieniem zarządu powinny były zająć się władze Platformy. – Zgodnie ze statutem sprawa zawieszenia musi stanąć na zarządzie, w przeciwnym razie rzecznik dyscyplinarny mógłby sobie zawieszać kogo chce i kiedy chce, musi być nad nim nadzór zarządu – przekonywała Pitera.

W jej odczuciu winę za sobotnią sytuację ponosi Łukasz Abgarowicz. Jest on jednocześnie komisarzem wyborczym, odpowiedzialnym za organizację wyborów przewodniczącego. – Pan Abgarowicz kieruje się prywatnymi emocjami, to jest jego prywatna wendetta – uważa Pitera.

Konflikt sięga zamierzchłych czasów

Konflikt obojga polityków trwa od kilkunastu lat. W kwietniu 2006 roku Pitera rozważała nawet wystąpienie z Platformy po tym, jak Abgarowicz został wybrany szefem mazowieckich struktur partii.

Obecny rzecznik dyscyplinarny PO uchodził wówczas za jednego z najbliższych współpracowników Pawła Piskorskiego z czasów gdy był on prezydentem Warszawy. „Gazeta Stołeczna” pisała, że Abgarowicz „był jednym z rozgrywających w tzw. układzie warszawskim, czyli koalicji SLD-PO rządzącej Warszawą do 2002 roku”. Gdy Piskorskiego wiosną 2006 wykluczono z PO, Abgarowicz w ramach protestu zrzekł się funkcji szefa mazowieckiej PO. Zaledwie kilka dni po wyborze.

Julia Pitera należała w tamtym okresie do najzagorzalszych krytyków Pawła Piskorskiego i jego współpracowników. Nieco wcześniej, w 2000 roku, jeszcze jako radna AWS zagłosowała przeciw wyborowi Piskorskiego na prezydenta Warszawy. Mimo koalicyjnych uzgodnień AWS z Unią Wolności, którą reprezentował wtedy Piskorski. Uruchomiło to ciąg politycznych wydarzeń, które doprowadziły do rozpadu koalicji rządowej AWS-UW.

Źródło: PAP || NCzas.com

REKLAMA