Michalkiewicz: Niemcy będą próbowały odzyskać wpływy polityczne w Polsce. Mogą się porozumieć z Żydami

Stanisław Michalkiewicz. Foto: nczas.com
Stanisław Michalkiewicz. Foto: nczas.com
REKLAMA

Co nas czeka w nadchodzącym roku? Zapytaliśmy o to prawicowego publicystę Stanisława Michalkiewicza.

Stanisław Michalkiewicz: Rok 2020 zapowiada się jako okres zaostrzenia walki o praworządność. Pod tym pretekstem Niemcy będą próbowały odzyskać wpływy polityczne w Polsce, które zostały utracone na przełomie lat 2014-2015 w związku z ponownym przejściem Polski pod amerykańską kuratelę. Między innymi dlatego Donald Tusk zrezygnował czy dostał zakaz kandydowania w wyborach prezydenckich, żeby prezydent Andrzej Duda zużywał się moralnie właśnie w wojnie o praworządność.

Zaangażowane są w nią coraz większe kręgi. Oczywiście z niezawisłymi sędziami w charakterze mięsa armatniego na czele. Chyba nie do końca zdają sobie sprawę, w jaką grę zostali wciągnięci. Jest takie nieszczęście, że ludzie, którzy nawet są inteligentni, ale naiwni, stanowią znakomity obiekt do zoperowania.

REKLAMA

Donald Tusk rozpoczął swoją kampanię wyborczą, ale na wybory w 2025 roku. Wezwał Polaków do tego, żeby robili zadymy na ulicach. Zgodnie z taktyką „ulica i zagranica”. Wy tu róbcie zadymy, a ja załatwię, że za granicą rozniesie się potężny rezonans. Na dźwięk znajomej trąbki „Kukuniek” od razu zareagował. Nawołuje do marszu na Warszawę, żeby zrobić porządek, ponieważ demokratyczne procedury okazały się niewystarczające. Brzmi to jako zapowiedź rozruchów.

W ten sposób może dojść do sytuacji, w której zaistnieją przesłanki do zastosowania klauzuli solidarności z traktatu lizbońskiego. Rząd co prawda nie poprosił o interwencję Unii Europejskiej, ale jest tylko organem władzy wykonawczej, jednym z trzech filarów władz państwowych. A z taką prośbą może się zwrócić pani Małgorzata Gersdorf, już nawet podprowadzana. Jest pierwszym prezesem Sądu Najwyższego, a więc najwyższym przedstawicielem trzeciej władzy państwowej. Pozory legalności mogą zostać w ten sposób uratowane.

Dodatkowym atutem będzie to, że nadal obowiązuje, jak gdyby nigdy nic, ustawa nr 1066, upoważniająca przedstawicieli obcych sił zbrojnych do interweniowania w Polsce w celu uśmierzania rozruchów. Wszystko już do tego przygotowane.

Zobaczymy, jak się rozegra. Tym bardziej że obserwujemy w tzw. obozie dobrej zmiany erozję władzy naczelnika państwa, Jarosława Kaczyńskiego. Ta erozja będzie się pogłębiała w miarę upływu czasu. Zwłaszcza gdyby prezydent Andrzej Duda wygrał przyszłoroczne wybory. Będzie to jego ostatnia kadencja. Już nie będzie musiał słuchać się prezesa Kaczyńskiego, który do niczego nie będzie już prezydentowi potrzebny. Być może zacznie się słuchać Naszej Złotej Pani, tak jak się posłuchał w 2017 roku, kiedy to po 45-minutowej rozmowie telefonicznej zawetował ustawy sądowe, od czego wszystko się zaczęło, czyli cała ta walka o praworządność. Jeśli mam być dokładny, zaczęła się od wizyty gospodarskiej Naszej Złotej Pani, tzn. Angeli Merkel, w Warszawie 7 lutego 2017 roku. Po tej wizycie nastąpiło inne rozłożenie akcentów.

Do tej pory toczyła się walka o demokrację z panem Mateuszem Kijowskim na fasadzie. Po wizycie Naszej Złotej Pani już na początku marca 2017 roku wszystkie organizację broniące praw człowieka na świecie wystąpiły do Komisji Europejskiej z apelem, żeby zrobiła z Polską porządek, ponieważ poziom ochrony praw człowieka w Polsce urąga wszelkim standardom. To oznaczało, że zmieniamy akcenty, przechodzimy do walki o praworządność.

Teraz ta walka pięknie się rozwija. Są zapowiadane manifestacje w całej Polsce w obronie wolnych sądów, ale to jeszcze nie jest eskalacja. To dopiero próba sił, żeby ci, którzy wezmą udział w dalszych przedsięwzięciach, policzyli się, zorientowali, ilu ich jest i co są, a czego nie są w stanie zrobić. Czy ten marsz na Warszawę się uda. Tu pan Frasyniuk mniej więcej w tym samym tonie przemawia, bo wzniósł takie hasło: „PiS jebać i się nie bać”. Widać, że nie chodzi tu o żadne procedury demokratyczne, tylko próbę jakiegoś rozwiązania metodą faktów dokonanych.

Na to się oczywiście nałoży sprawa żydowska. Myślę, że do wyborów prezydenckich sekretarz stanu Mike Pompeo opóźnia przekazanie Kongresowi Stanów Zjednoczonych raportu w sprawie realizowania przez Polskę żydowskich roszczeń dotyczących własności bezdziedzicznej. Rozumiem, że po wyborach prezydenckich, jeżeli nic panu prezydentowi Dudzie w kampanii prezydenckiej nie zaszkodzi, raport zostanie Kongresowi przedstawiony i Kongres zacznie odpowiednio reagować. Na całą historię nałoży się jeszcze ta.

Bardzo możliwe, że w rezultacie tego nałożenia może dojść do dyskretnego porozumienia między Niemcami a Żydami co do dalszych losów Polski. A skoro środowiska żydowskie taki kompromis zaaprobują, nie sądzę, żeby Stany Zjednoczone przeciwko temu kompromisowi ośmieliły się wystąpić. Zwłaszcza że jesienią w Stanach Zjednoczonych odbędą się wybory prezydenckie, a pozycja prezydenta Trumpa nie jest najsilniejsza. Zaś siła lobby żydowskiego w Stanach Zjednoczonych jest tak duża, że żaden kandydat nie będzie mógł tego wpływu zlekceważyć. Dlatego kompromis między Niemcami a środowiskami żydowskimi, diasporą żydowską a Izraelem jest możliwy. To niczego dobrego dla nas nie zapowiada. Tym bardziej że pan prezydent Duda będzie też próbował politykować na własną rękę. A w tej sprawie jest bardzo nieśmiały.

Na świecie będzie pogłębiał się rozdźwięk między Niemcami i Francją – czyli, jak to się mówi, Europą – a Stanami Zjednoczonymi. Unia Europejska, duumwirat niemiecko-francuski, będzie chciał wykorzystać delikatną pozycję Stanów Zjednoczonych, które będą musiały się jakoś konfrontować z Chinami. Tymczasem mają zupełnie niezałatwione remanenty z Rosją. Stąd umizgi francuskiego prezydenta, bo Nasza Złota Pani zachowuje się powściągliwie. Trudno się jej dziwić, skoro we Francji wojska amerykańskiego nie ma, a w Niemczech jest. W związku z tym Nasza Złota Pani musi zachowywać się bardziej powściągliwie od francuskiego prezydenta, który w konsekwencji swojego niepowściągliwego zachowania ma problemy z „żółtymi kamizelkami” i strajkami. Stany Zjednoczone tak całkiem pozbawione możliwości działania nie są. W związku z tym jak on tak, to one tak.

Rok 2020 pod każdym względem zapowiada się ciekawie, dlatego że nie tylko u nas wojna polityczna będzie się rozpalała coraz bardziej. Nie wiadomo, jakie przybierze formy, ale może przybrać formy gwałtowne. Sądzę, że wybory w Stanach Zjednoczonych też doprowadzą do wznowienia politycznej wojny, która ostatnio troszeczkę przygasła. Ale w przyszłym roku na pewno rozgorzeje, tym bardziej że – jak wspomniałem – pozycja prezydenta Trumpa została bardzo osłabiona na skutek wszczęcia procedury impeachmentu.

REKLAMA