Łukaszenka chce walczyć z rosyjską propagandą

Władimir Putin i Aleksander Łukaszenka. Foto: PAP
Władimir Putin i Aleksander Łukaszenka. Foto: PAP
REKLAMA

Na Białorusi powstanie nowy kanał telewizyjny, „podobny do Euronews lub BBC” – zapowiedziały władze państwowej TV w Mińsku. Według ekspertów rząd bierze się za politykę informacyjną, by przeciwdziałać wpływom Rosji i osłabić wpływ mediów niezależnych przed wyborami.

„Można to porównać z Euronews lub BBC” – tak o nowej inicjatywie białoruskich mediów państwowych powiedział we wtorek szef Białoruskiej Teleradiokompanii (BT) Jan Ejsmant. Wkrótce na bazie różnych mediów państwowych ma powstać nowy kanał informacyjny połączony z poszerzoną platformą internetową. Taką propozycję złożył Ejsmant prezydentowi Białorusi Alaksandrowi Łukaszence podczas wtorkowej narady poświęconej mediom państwowych. Szef państwa poparł pomysł.

Podczas wtorkowej narady z mediami państwowymi Łukaszenka poinstruował, że powinny one być szybsze i sprawniej reagować, oferować bardziej atrakcyjne treści. Zażądał odejścia od zagranicznych platform (wskazanie na Rosję – PAP), produkowania większej ilości własnych treści, skuteczniejszej rywalizacji z internetem i blogami.

REKLAMA

Jak wskazał, Białorusi na polu informacyjnym „dostaje się i od sojuszników, i od rywali czy wrogów”. Media porównał do „broni masowego rażenia”.

Według Alaksandra Kłaskouskiego, komentującego te wydarzenia na łamach portalu Naviny.by, mobilizacja władz w dziedzinie polityki informacyjnej to reakcja na bardzo silną w białoruskich mediach propagandę rosyjską oraz działania podejmowane w ramach przygotowań do nadchodzących wyborów prezydenckich.

Kłaskouski przypomina, powołując się m.in. na badania niezależnych dziennikarzy, że w telewizji państwowej rosyjskie treści panują niepodzielnie, stanowiąc w głównym czasie antenowym ponad 60 proc. wyemitowanych materiałów.

„Własne produkcje kosztują. I chociaż budżet przewiduje spore środki na wsparcie mediów państwowych, to zupełnie zastąpić programów rosyjskich raczej się nie da. Zresztą w Moskwie od razu podniósłby się szum, że to rusofobia” – ocenił Kłaskouski. „Druga sprawa to jakość białoruskich programów. Można ile się chce wzywać do kreatywności, ale sam status mediów państwowych jest dużym ograniczeniem” – wskazał analityk.

Jak zaznaczył, „w mediach niezależnych reżim widzi wrogie siły i cały czas je dyskryminuje”, chociaż to właśnie one od dawna alarmowały np., że zagrożeniem jest dominacja Rosji w przestrzeni informacyjnej i wskazywały na ryzyka tzw. pogłębionej integracji.

„Z mediami państwowymi, które z definicji są lojalne i do rany przyłóż (o ile nie chodzi o +piątą kolumnę+), kręgi władzy mają ten sam problem co z sektorem państwowym w ogóle – (media te) są nieefektywne” – podkreślił publicysta.

Kolejna sprawa to na ile media te są w stanie działać według standardów rzetelnego dziennikarstwa – wskazał Kłaskouski, cytując przy tym Alberta Camusa, że niewolna prasa może być tylko zła.

Jako argumenty Kłaskouski przytacza sytuacje, kiedy to media państwowe przedstawiały nieprawdziwe i nieobiektywne informacje, np. dyskredytując opozycję, protesty czy nagłaśniając sfingowaną sprawę tzw. Białego Legionu.

Według publicysty media państwowe, np. relacjonując protesty przeciwko pogłębieniu integracji z Rosją, stojąc przed wyborem pomiędzy obroną niepodległości a obroną obecnej władzy, wybrały to drugie. (PAP)

REKLAMA