Seksedukacja wg WHO. Autorytet naukowy to „szef szajki pedofilskiej” [WIDEO]

Dominik Cwikła i Jakub Zgierski. Foto: YouTube/NCzasTV
Dominik Cwikła i Jakub Zgierski. Foto: YouTube/NCzasTV
REKLAMA

Jakub Zgierski w rozmowie z Dominikiem Cwikłą skomentował tandetny projekt pomnika zwycięstwa 1920 roku. Opowiedział także o ekoterroryzmie i standardach seksualnych WHO. Zwrócił uwagę, że „autorytety” WHO to „zwolennicy pedofilii”.

Zgierski zwrócił uwagę na kwestię tzw. standardów WHO na temat edukacji seksualnej. Chodzi o osoby, które WHO przytacza jako autorytety w tej sprawie.

Ciekawy przykład. Jest tam w sekcji B […] podany pan Ernst Bornemann. Gdy sprawdziłem w takiej głupiej Wikipedii, kim był, to okazało się, że był to członek Komunistycznej Partii Niemiec. Zagorzały psychoanalityk o bardzo lewoskrętnym nastawieniu, który zajmował się emancypacją seksualną dzieci. Już to nas powinno ukierunkować – powiedział gość NCzasTV.

REKLAMA

Po wojnie został przewodniczącym Niemieckiego Towarzystwa Seksuologicznego. Tam skupił się na pracach nad „rozwojem dzieci”.

I były pewne kontrowersje w związku z jego wypowiedziami pokroju „każde dziecko ma prawo do seksualnych relacji z dorosłymi”. Zauważmy, że nie powiedziano, że to „dorośli mają prawo”, tylko dzieci. Odwrócenie kota ogonem – zwrócił uwagę.

Dlaczego konkretnie w standardach WHO – szanowanej organizacji międzynarodowej – w piątej pozycji sekcji B jest komunista, który jest zwolennikiem pedofilii? – zapytał Jakub Zgierski.

Więcej podobnych „autorytetów” WHO

Zwrócił także uwagę, że podobnych przykładów jest o wiele więcej.

Amerykański instytut założony przez Alfreda Kinseya. Kinseya uważamy za ojca rewolucji seksualnej w USA. Po latach wyszło, że jego publikacje mocno sfałszowano. Na tej zasadzie, że wyciągał wnioski o tym, jakie jest amerykańskie społeczeństwo biorąc przekrój głównie z ludzi z barów gejowskich, domów publicznych, z więzień – przypomniał.

Zwrócił uwagę, że w ramach badań dopuszczał się skandalicznych i zbrodniczych czynów.

W tych publikacjach są informacje na temat seksualności dzieci. Dopiero pani prof. Reisman zainteresowała się, w jaki sposób zdobył dane na temat seksualności dzieci? Tam bowiem zamieszczono informacje o doznaniach, czas liczony. […] Doszła do wniosku, że to było sprawdzone empirycznie – powiedział.

Okazało się, że zatrudniano do tego pedofilów, by biedne dzieci weryfikować pod tym kątem. Można powiedzieć, że instytut ten, że jego działalność w dużej mierze opierała się na zbrodni – podkreślił.

W standardach WHO nie ma Kinseya wprost, ale są trzy osoby powiązane z nim – współpracownicy albo uczniowie – zaznaczył.

REKLAMA