Polska gotowa na koronawirusa? „Liczba absurdów jest nie do pojęcia” [VIDEO]

Transport pacjenta z podejrzeniem koronawirusa / Fot. PAP
Transport pacjenta z koronawirusem - zdj. ilustracyjne / Fot. PAP
REKLAMA

W Internecie ogromną popularność zdobył filmik nagrany przez panią Annę, która trafiła do szpitala w Krotoszynie z podejrzeniem koronawirusa. Kobieta opisała, co spotkało ją, zanim trafiła do izolatki. „Nie nagrywam tego filmiku, żeby wzbudzić panikę, ale żeby pokazać, jak w Polsce wykrywa się i leczy koronawirusa, w porównaniu z tym, jakie mamy informacje dostarczane przez media i przez rząd” – mówiła.

– Liczba absurdów, która spotkała mnie i kadrę szpitala w ostatnich paru dniach jest nie do pojęcia z perspektywy pacjenta i logicznie myślącego człowieka – mówiła kobieta, czekając na potwierdzenie koronawirusa.

Pacjentka podkreślała, że szpital w Krotoszynie, w którym ostatecznie się znalazła, działa bez zarzutu. Jednak tym, co spotkało ją wcześniej zbulwersowani są lekarze, pielęgniarki i tamtejszy SANEPID.

REKLAMA

Kobieta trafiła do szpitala we wtorek rano, z objawami wskazującymi na koronawirusa. Miała bowiem gorączkę, trudności z oddychaniem oraz „niesamowity ból mięśni” i kaszel. Wcześniej pani Anna przebywała m.in. we Włoszech i w Kalifornii.

Mimo to lekarz internista odesłał pacjentkę na izbę przyjęć szpitala w Krotoszynie. – Już wiem, że nie powinnam była w ogóle się tutaj znaleźć. Powinnam zostać była skierowana do szpitala zakaźnego. Tak się jednak nie stało – relacjonowała.

Kobieta trafiła do izolatki, gdy tylko „szpital zorientował się, w jakim była stanie”. – W tamtym momencie utrzymanie przytomności wydawało mi się nadludzkim wysiłkiem – mówiła. Pacjentka przeleżała tak 2 godziny na kozetce ubrana w kurtkę. W tym czasie „szpital stosował się do procedur, wyznaczonych przez górę”. Lekarz obdzwaniał bowiem kilkanaście szpitali zakaźnych, z którymi miał współpracować, według zaleceń.

Kobietę poinformowano, że niedługo zostanie przewieziona do Poznania lub Kalisza. Jednak żadna z placówek nie chciała jej przyjąć. – Jedyny argument, który usłyszałam „wylęganie wirusa to okres 14 dni”. Ja wróciłam z Włoch 21 dni temu. Nie ważny był mój stan, nie ważne były objawy jednoznacznie wskazujące na koronawirusa – mówiła.

Może jednak grypa?

Postanowiono więc przeprowadzić testy pod kątem grypy. Jeśli wynik byłby ujemny, wówczas pacjentka miała zostać przetransportowana do szpitala zakaźnego. Mimo ujemnego wyniku, żaden szpital nie chciał przyjąć kobiety. Szpital w Krotoszynie pobrał więc wymazy pod kątek testów na koronawirusa. Miał je wysłać do laboratorium w Warszawie, jednak placówka pracowała wyłącznie do 15.00.

Kobieta trafiła do izolatki, gdzie podano jej kroplówki i ustabilizowano jej stan. Następnego dnia rano miały zostać pobrane wymazy. Okazało się jednak, że w Polsce tylko personel szpitali zakaźnych został przeszkolony do ich pobierania.

88 godzin później

W Chinach przebadanie próbek trwa 3 godziny. Polskim sprzętem można to zrobić w sześć godzin. Ostatecznie wyniki pobranych w środę wymazów pojawił się w sobotę – 88 godzin później. Pomimo licznych telefonów lekarzy do warszawskiego laboratorium. Na szczęście okazało się, że kobieta nie ma koronawirusa.

– Nic dziwnego, że mapki w mediach pokazują Polskę wolną od koronawirusa, bo tutaj nikt go nie bada – skwitowała pacjentka.

– Koronawirus nas nie wykończy. Wykończą nas 82 godziny czekania na wynik – podsumowała.

Źródło: Facebook

REKLAMA