Podnoszą ceny maseczek przez koronawirusa. I bardzo dobrze!

maseczki epidemia koronawirusa/koronawirus
Maseczka - zdjęcie ilustracyjne. / foto: Prt Sc YouTube
REKLAMA

W związku z rozszerzającą się epidemią koronawirusa także i w Polsce pojawiły się pierwsze oznaki nadciągającego kryzysu. Choć nie odnotowano jeszcze żadnego przypadku zachorowania, to według ministra zdrowia jest to jedynie kwestia czasu. W związku z tym wszyscy przygotowują się na „najgorsze”.

Z tą epidemią koronawirusa oczywiście się przesadza. Zachorowalność na nią jest procentowo bardzo niewielka, takich kilkadziesiąt przypadków w całych Niemczech to tyle co nic. Również umieralność, która dotyka głównie osoby po 70 roku życia, na poziomie 2-3 procent nie jest czymś wyjątkowym.

Jak przy każdym kryzysie pojawiły się też przykłady podnoszenia cen przez „złych kapitalistów”. I tak na przykład pojawiły się głosy oburzenia, że dwie hurtownie podniosły cenę maseczek z niecałej złotówki na 10 złotych. Czy jednak takie działanie w przypadku kryzysu faktycznie jest karygodne?

REKLAMA

Po pierwsze należy podkreślić, że w Polsce jeszcze żadnej epidemii nie ma, nie ma też żadnej zmowy cenowej, która uniemożliwiłaby zakup klientom po niższej cenie. Po kilkuminutowym poszukiwaniu w sieci okazuje się, że można nabyć maseczki jednorazowe już za niecałą złotówkę za sztukę.

Na portalach pojawia się także cała masa ofert maseczek za kilka złotych, a jeżeli ktoś chce płacić za maseczkę nawet kilkaset złotych, powinien mieć do tego prawo. Warto jednak rozważyć sam mechanizm podnoszenia cen przez sprzedawców w przypadku faktycznej sytuacji kryzysowej.

Sprawiedliwa cena maseczek na koronawirusa

„Sprawiedliwa cena” – to tytuł jednego z podrozdziałów świetnej książki Thomasa E. Woodsa „Kościół a wolny rynek”. Według polskich przepisów podnoszenie cen w sytuacji kryzysowej może być ukarane, chociażby na podstawie „sprowadzenia stanów powszechnie niebezpiecznych dla życia lub zdrowia”.

Rozważmy jednak, że faktycznie wybucha poważna epidemia, w której ucierpi zdecydowana większość społeczeństwa. W krótkim czasie wirus rozprzestrzenia się, następuje wzmożone zainteresowanie maseczkami ochronnymi. Ich cena naturalnie musi wzrosnąć, ze względu na to że w krótkim czasie po wybuchu epidemii nie pojawiają się żadne nowe dostawy maseczek.

Wyższe ceny, które zazwyczaj towarzyszą takim katastrofom mają zbawienny skutek: zachęcają ludzi do jak najoszczędniejszego gospodarowania zasobami, na które w danej chwili jest największe zapotrzebowanie – tłumaczy ekonomista Thomas E. Woods.

Gdyby, tak jak może się to stać w przypadku wybuchu epidemii, władza ustawą zarządziła, iż nie można w czasie sytuacji kryzysowej podnosić cen maseczek, to zdecydowana większość mogłaby sobie pozwolić na zakup kilkudziesięciu sztuk na zapas.

Spowodowałoby to oczywiście w obliczu ograniczonych zasobów, że tylko pierwsi, często więc silniejsi i szybsi, mogliby nabyć maseczki, a dla pozostałych by ich nie starczyło. Oczywiście tu socjalizm znów bohatersko walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju i wprowadza np. reglamentację liczby sztuk maseczek na osobę.

Tymczasem sytuacja ta powinna zostać rozwiązana w sposób rynkowy. W przypadku nawet zdecydowanego wzrostu cen, część osób zdecyduje się na bardziej roztropne działanie i zakup przykładowo jednej lub kilku sztuk, zamiast kilkudziesięciu.

Dzięki temu po pierwsze każdy ma możliwość nabycia maseczki, a nie według zasady „kto pierwszy ten lepszy”, a po drugie w przypadku przeciągającej się katastrofy i braku możliwości nowych dostaw maseczek, zasoby nie zostają wykorzystane w tak szybkim czasie.

Kontrola cen nie tylko zmniejsza ilość dobra, jaką producenci zaoferują na sprzedaż, ale wobec braku dyscypliny narzuconego wysokimi cenami ten ograniczony zasób dóbr zdobędą ci, którzy pojawią się w sklepach jako pierwsi – ci zaś nie będą mieli żadnego bodźca, aby ograniczyć zakupy do niezbędnego minimum – podsumowuje Woods.

Obecna sytuacja związana z koronawirusem w Polsce jest jeszcze żadnym kryzysem, nie mamy jednak też problemu z podnoszeniem cen przez sprzedawców. Całe oburzenie ogniskuje się wobec kilku przykładów jawnych oszustw, których nie należy bronić. Gdyby jednak faktyczna epidemia wybuchła, z całą pewnością zwyczajne podnoszenie cen miałoby zbawienny charakter.

REKLAMA