
Koronawirus sieje spustoszenie w branży usług cielesnych. Domy publiczne masowo zamykają swe podwoje i proszą rząd o pomoc, by branża przetrwała kryzys.
Domy publiczne w Niemczech są legalne. Prostytutki mogą pracować na podstawie umowy o pracę. Większość z nich jednak wybiera formę jednoosobowej działalności gospodarczej.
Według szacunków, w Niemczech pracuje nawet 700 tys. prostytutek. Jednak branża ta – podobnie jak w Polsce – popada w kryzys już teraz. Wszystko przez koronawirusa.
Ilość klientów drastycznie spadła. Kobiety – zamiast w domach publicznych – oferują swe usługi na ulicach. Mają bowiem do opłaty czynsz, muszą też za coś żyć. Obniżają także ceny za swoje usługi.
– Kryzys w seksbranży może powodować również, że kobiety i mężczyźni, którzy utrzymują się z prostytucji, będą zmuszani do robienia rzeczy, których odmawialiby w innej sytuacji. Trudno też mówić o zachowaniu higieny koniecznej dla zahamowania wzrostu liczby zakażeń koronawirusem – podaje gazeta.pl.
Jeden z domów publicznych w Kolonii złożył nawet wniosek o państwowy dodatek od utraconych dochodów. Chodzi o właściciela lokalu w Kolonii „Pascha”, który należy do Armina Lobscheida. Właściciel zwolnił 70 niepracujących obecnie dziewczyn z czynszu za pokój, zapewnia im również darmowe wyżywienie.
Przypominamy, że kryzys w branży uciech cielesnych zapanował także w Polsce. Klienci boją się przychodzić do prostytutek, które już od prawie dwóch tygodni narzekają na brak zajęć.
Źródła: gazeta.pl/nczas.com