W domach zakażonych zebrano tylko próbki martwego koronawirusa. „Zbyt drastyczne ograniczenia są wręcz szkodliwe”

pandemia koronawirusa/Przestępstwa
Obrazek ilustracyjny/Foto: Pixabay
REKLAMA

Niemieccy naukowcy próbują ustalić, jak długo SARS-CoV-2 utrzymuje się na różnych powierzchniach. Pierwsze badania napawają optymizmem, bowiem w domach zakażonych znaleziono wyłącznie próbki martwego koronawirusa.

Wirusolog prof. Hendrik Streeck i jego studenci prowadzą badania w niemieckim Heinsbergu w Nadrenii Północnej-Westfalii. Miasto to jest jednym z największych ognisk epidemii w RFN. W regionie zdiagnozowano już około 1400 przypadków koronawirusa. Odnotowano także 39 zgonów i 690 wyzdrowień.

Zespół prof. Streecka zbada przypadki 1000 chorych, aby prześledzić, w jaki sposób doszło do zakażenia oraz jak wirus z Wuhan wpłynął na życie mieszkańców. Na podstawie wyników badań zostaną opracowane wskazówki sanitarne.

REKLAMA

Wirusolog podkreślał, że większość zarażeń wiązała się z przebywaniem przez dłuższy czas z osobą będącą nosicielem wirusa w zamkniętym pomieszczeniu. Jak przykład podawał tyrolski Ischgl, gdzie organizowano zabawy dla narciarzy, Bergamo – mecze piłkarskie oraz zabawy karnawałowe w Heinsbergu.

Tylko martwy koronawirus

Członkowie zespołu badawczego będą odwiedzali chorych i ich rodziny oraz miejsca pracy zarażonych. – Byliśmy w domach, w których mieszkali zakażeni ludzie, a mimo tego nie udało nam się zebrać z żadnej powierzchni ani jednej próbki żywego wirusa – mówił prof. Streeck.

Koronawirus znajdował się na przedmiotach codziennego użytku – pilotach do telewizora, telefonach komórkowych itd. Jednak materiału w pobranych próbkach nie udało się poddać kultywacji w warunkach laboratoryjnych. – Oznacza to, że odkryliśmy RNA wirusa (kwas rybonukleinowy, który przenosi informację genetyczną), ale był on już martwy – mówił wirusolog.

Jak wyjaśniał prof. Streeck, wirus z Wuhan przenosi się drogą kropelkową. Do zakażenia dochodzi więc podczas kichania, kaszlu – podobnie jak w przypadku grypy lub odry.

Osoba zakażona musiałaby np. zakasłać, zasłaniając usta ręką, a następnie tą samą ręką otworzyć drzwi, dotykając klamki, którą następnie dotknie osoba zdrowa i przeniesie wirusa, dotykając tą ręką twarzy – dodał.

„Nie siać paniki”

Wirusolog bada także wpływ pandemii koronawirusa na życie obywateli. Naukowiec przestrzega przed pochopnymi obostrzeniami, które mogą powodować, że ludzie „nie będą nawet mieli pieniędzy na czynsz”.

Zbyt drastyczne ograniczenia są wręcz szkodliwe. Nie siać paniki, nie szczędzić sił i środków na właściwe działania, ale przede wszystkim starajmy się normalnie żyć – apelował.

Zdaniem Steecka, „paraliżowanie całego kraju” nie jest dobrym rozwiązaniem. Ponadto uważa, że powszechne noszenie masek tam, gdzie wirus w ogóle nie występuje, nie ma sensu. Jak podkreślał, o tym, jakie środki zapobiegawcze należy zastosować, powinno decydować specjalnie powołane gremium. Udział w decyzjach powinni mieć przedstawiciele władz, gospodarki, ekspertów, wirusologów i zarządców rozmaitych służb.

Wirusolog Christian Drosten z berlińskiego szpitala Charité zwrócił uwagę, że koronawirusy są bardzo wrażliwe na wysychanie. Oznacza to, że ryzyko zakażenia poprzez kontakt m.in. z banknotami, monetami, czy produktami w sklepie jest niskie.

Źródła: thelocal.de/wPolityce.pl

REKLAMA