Belgia jest światowym wiceliderem zgonów z powodu koronawirusa. Prawdziwe oblicze opiekuńczości państwa

Pogrzeb ofiary koronawirusa - zdjęcie ilustracyjne. / Zdjęcie: EPA/STEPHANIE LECOCQ Dostawca: PAP/EPA.
REKLAMA

Gorzej jest tylko w Hiszpanii. Belgia jest obecnie drugim krajem najbardziej dotkniętym przez koronawirusa na świecie. 4.440 zgonów na 11.5 miliona mieszkańców daje wynik 387 przypadków śmiertelnych tej choroby na milion mieszkańców.

W Hiszpanii ten wskaźnik wynosi 395 przypadków na milion. W Brukseli zastanawiają się, dlaczego ten wskaźnik śmiertelności jest w Belgii tak wysoki? Na arenie międzynarodowej skala tragedii, która rozgrywa się w Belgii, jest rzadziej omawiana ze względu na skromne rozmiary Królestwa. Częściej, niż o zgonach na milion mieszkańców, mówi się o wielkich liczbach dotyczących takich przypadków w USA, we Włoszech, czy Francji.

Co ciekawe, na alarm nikt nie bije też w samej Belgii. Relacje mediów są uspokajające. Eksperci podkreślają np. wskaźnik zmniejszanie się liczby nowych hospitalizacji, czy utrzymanie rezerwy na oddziałach intensywnej opieki. Korzysta nawet na tym rząd, który ma całkiem niezłe notowania za zarządzanie kryzysem.

REKLAMA

Przyczyny wysokiej umieralności

Dziwnym trafem, mało kto roztrząsa przyczyny tak dużej umieralności. Próbuje się wyjaśniać dużą liczbę zgonów np. sposobem księgowania. Niektóre kraje, w tym Francja i Włochy nie włączają do statystyk koronawirusa przypadków zmarłych osób, które nie zostały poddane wcześniej testom.

Nie zdiagnozowane testami osoby zmarłe nie są uwzględnione w statystykach krajowych. W Belgii do statystyk włącza się też zmarłych, u których koronawirusa tylko podejrzewano.

Dalej podaje się jako przyczynę wysokiej śmiertelności dużą gęstość zaludnienia kraju. 374 mieszkańców na km². Jednak sąsiadująca z Belgią niemiecka Nadrenia-północna Westfalia ma gęstość zaludnienia – 526 mieszkańców na km², a przy tym znacznie mniej zgonów (545 zgonów na 18 milionów mieszkańców). Taki wskaźnik też niczego nie mówi.

Mówi się też o zbytniej koncentracji polityków, lekarzy, mediów i ekspertów na wskaźniku hospitalizacji i osób na intensywnej terapii. Obawiano się powtórzenia sytuacji z Włoch, czy Hiszpanii, gdzie brakowało miejsc do leczenia. Te wskaźniki w Belgii spadały, ale zgony rosły. Trop prowadzi więc do szpitali i sposobów leczenia oraz do domów seniora.

W belgijskich szpitalach sytuacja jest poważna, ale wskaźnik obłożenia oddziałów intensywnej opieki nigdy nie przekroczył 54%. 43% zgonów związanych z koronawirusem to z kolei właśnie domy opieki i domy starców.

Zycie seniorów liczy się mniej

Np. „Le Soir” konstatuje, że „społeczeństwo belgijskie zdecydowało, że życie zamkniętych w ośrodkach seniorów liczy się znacznie mniej niż życie osób aktywnych. To ludzka, społeczna i etyczna tragedia, która stawia nam niezliczone pytania” – pisze dziennik.

Nie chodzi u już o to, że ten sektor opieki nad seniorami był nieprzygotowany do pandemii, ale też o podejście do osób w jesieni życia. Uznano, że nie trzeba przewozić takich chorych do szpitali. Chociaż gazeta o tym nie wspomina, to trudno nie zadać sobie pytania także o to, jaki wpływ na takie decyzje ma praktykowana w Belgii eutanazja?

To ona doprowadziła do deprecjacji bezwzględnej wartości życia i banalizacji życia seniorów. Rykoszetem ucierpiał też personel domów seniora. Znaleźli się oni na końcu kolejki po środki ochronne, a w niektórych ośrodkach nie ma masek do dziś.

„Le Soir” zauważa, że na rozliczenia przyjdzie jeszcze czas, ale już na tym etapie można stwierdzić: „w naszym kraju odmówiono równego dostępu do opieki zdrowotnej wszystkim osobom”. Zwłaszcza tym niewidocznym, bo zamkniętym w domach opieki. Teoretycznie w demokracji to państwo przejęło działania opiekuńcze i powinno zapewnić jednakową ochronę dla wszystkich, zwłaszcza dla tych „wrażliwych”. Przypadek Belgii pokazuje, że ten model jest po prostu nieefektywny, ale też nieludzki.

Źródło: Le Soir

REKLAMA