Silne restrykcje nie pomagają w walce z koronawirusem

REKLAMA

Silne restrykcje nie pomagają w walce z koronawirusem. Przykłady Stanów Zjednoczonych i Europy pokazują, że nie ma korelacji pomiędzy stopniem wprowadzanych restrykcji, a spadkiem liczby zgonów. Decydujące są w tym przypadku inne czynniki, na które trzeba zwrócić uwagę.

Czy silne restrykcje pomogły w walce z koronawirusem? Dane statystyczne ze Stanów Zjednoczonych, jak i Europy, pokazują że nie miały one tak istotnego znaczenia, jak chcieliby niektórzy.

Stany Demokratów gorzej radzą sobie z pandemią

Jon Miltimore opisuje sytuację w USA, gdzie stany, które wprowadziły silniejsze obostrzenia, głównie te zarządzane przez Demokratów, gorzej poradziły sobie z pandemią koronawirusa. Wśród 12 stanów z największą liczbą zakażeń na milion mieszkańców, 11 jest zarządzanych właśnie przez polityków tej opcji.

REKLAMA

„Stany Demokratów” zwykle miały najbardziej rygorystyczne blokady. Osiem „stanów Republikanów” nie wydało nawet zarządzeń do pozostania w domu – pisze Miltimore. Żaden z tych 8 stanów nie znajduje się ani wśród tych z największą liczbą zakażeń.

Z kolei wśród stanów z największą liczbą zakażeń znajdują się te, które wydały kontrowersyjne, najbardziej rygorystyczne obostrzenia. – Ślepa blokada całych populacji ma wątpliwe dodatkowe korzyści – wskazuje epidemiolog John Ioannidis.

Często restrykcyjna polityka wiązała się z absurdalnymi przepisami. W kilku najbardziej dotkniętych stanach zakazano domom opieki społecznej odmowy przyjęcia pacjentów z koronawirusem, których szpital chciał się pozbyć ze względu na brak miejsc.

Eksperci ds. zdrowia publicznego i liderzy stowarzyszeń handlowych zakwestionowali taką politykę. Z jednej strony brak miejsc w szpitalu był faktycznym problemem, z drugiej przyjmowanie pacjentów z koronawirusem do domów opieki społecznej, spowodowało lawinowy wzrost zachorowań.

Anonimowy 31-letni ratownik medyczny ze Stanu Nowy Jork nazwał działania tego stanu (z największą liczbą zakażeń w USA – red.), „wyrokiem śmierci dla wszystkich starszych pacjentów”.

Różnica w zgonach

Polityka wysyłania pacjentów z koronawirusem z powrotem do domów opieki jest jedyną różnicą, o której wiem, która wydaje się jednoznacznie istotna dla wyjaśnienia rozbieżności między stanami o nietypowych wskaźnikach zgonów a resztą kraju – mówi ekspert Jeffrey Clemens.

Warto zwrócić uwagę, że w krajach europejskich, gdzie odnotowano nadspodziewane wzrosty zachorowań i śmierci z powodu koronawirusa (jak Belgia z restrykcyjną polityką, czy Szwecja z liberalną – red.), około połowy zgonów to właśnie mieszkańcy domów opieki społecznej.

Szwecja jest jedynym państwem, które prowadziło politykę liberalną i znalazło się wśród 12 państw Europy z największą liczbą zgonów na milion w Europie. Wszystkie pozostałe państwa przyjęły politykę wprowadzania restrykcji, w tym kilka – bardzo silnych.

Zarówno w przypadku USA, jak i Europy nie ma korelacji pomiędzy stopniem wprowadzanych restrykcji, a przyczynieniem się do zmniejszenia liczby zgonów. W ostatnim czasie brytyjscy eksperci opracowali model, który ma wskazywać, że istotną rolę odegrał czas wprowadzenia restrykcji.

Tj. kraje, które wprowadziły obostrzenia przed pierwszym przypadkiem mają rzekomo lepiej przechodzić pandemię. Analiza ta ma jednak mankamenty, należałoby uwzględnić również np. stopień tych restrykcji, czy czas ich wprowadzania. Niektóre państwa zdecydowały się na natychmiastowy lub bardzo szybki lockdown, inne obserwowały wydarzenia i wprowadzały obostrzenia w odstępach czasu.

Inne przyczyny różnic

Zauważalny bez wątpliwości jest jednak inny związek. Jest to korelacja pomiędzy położeniem danego państwa lub stanu a liczbą zakażeń.

W Europie najbardziej dotknięte zostały państwa Europy Zachodniej, każde z 12 państw z największą liczbą zgonów zaliczamy do tego regionu. 11 z 12 państw z najmniejszą liczbą zgonów to Europa Wschodnia i Południowo-Wschodnia. Jedynym wyjątkiem jest tu wyspiarska Islandia.

Bardzo podobna sytuacja ma miejsce w Stanach Zjednoczonych. Tam na 10 stanów, które mają liczbę zgonów powyżej średniej krajowej, aż 9 znajduje się na wschodzie kraju – wiele ze sobą granicząc. Analogicznie 9 na 10 stanów z najmniejszą liczbą zgonów to północno-zachodnia część kraju.

Takie geograficzne uwarunkowania nie są niczym nowym. Były opisywane przez Jeremego Browna w książce „Grypa. Sto lat walki”, kiedy pisał o epidemii hiszpanki. Podobne wnioski na podstawie swej pracy doktorskiej opowiadał dr Zbigniew Martyka na przykładzie lat 70. w USA.

Ja miałem taką publikację, gdzie były opisywane przypadki nadmiernych zgonów z powodu chorób sercowo-naczyniowych na Florydzie. To było w Lancecie opisane, prestiżowym czasopiśmie medycznym, i to dotyczyło lat 70. w USA. Zastanawiali się naukowcy, co takiego jest na Florydzie, że ludzie tam umierają na serce częściej niż w innych stanach – mówił dr Martyka.

Po badaniach znaleziono ten czynnik, który następnie wyeliminowano i okazało się, że po czterech latach liczba zgonów z powodów sercowo-naczyniowych spadła o 50 procent. Pytanie które się rodzi w przypadku koronawirusa to dlaczego w niektórych regionach są masowe zgony, a w innych nie wzrosła liczba zgonów? – podkreśla ordynator oddziału zakaźnego.

Zdaniem specjalisty od chorób zakaźnych to właśnie jakiś „inny czynnik”, który występuje specyficznie w niektórych regionach, a w innych nie, odpowiada za wzrost liczby zakażeń. Dane zarówno ze Stanów Zjednoczonych, jak i Europy pokazują, że silne obostrzenia nie są kluczowym czynnikiem w walce z epidemią koronawirusa.

REKLAMA