Testy mieli raz pozytywne, raz negatywne. Siedzieli ponad dwa miesiące na kwarantannie

Zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP
Zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP
REKLAMA

Na kwarantannę trafili pod koniec maja, z domu wyszli dopiero na początku sierpnia. W tym czasie kilkanaście testów, a te na zmianę wychodziły: raz pozytywny, raz negatywny.

Historię opisuje „Wirtualna Polska”. Jak opowiada pani Marta, pod koniec maja dostała telefon od kuzynki, że ta zaraziła się koronawirusa. Widziała się z nią kilka dni wcześniej. Po kolejnych kilku dniach zaczęła się czuć gorzej, więc sanepid pobrał od niej i jej męża wymazy.

Test wykazał, że oboje chorują na Covid-19. Po 10 dniach mieli mieć zrobiony kolejny test, a jeśli ten okazałby się negatywny, to po dwóch dniach jeszcze jeden. Gdyby i ten był negatywny, oznaczałoby to oficjalny koniec choroby.

REKLAMA

Małżeństwo przez tydzień czuło się gorzej. Utrzymywała się wysoka gorączka. – Do tego bóle całego ciała jak przy grypie. Dreszcze tak silne, że leżałam pod kołdrą i kocem ubrana w dwa dresy założone jeden na drugi. Mąż nie miał siły nawet ruszyć ręką – opowiada Marta.

Po tygodniu objawy ustąpiły. Zgodnie z procedurami, po 10 dniach od pierwszego testu, przyjechał pracownik laboratorium i pobrał wymazy. Mężowi wyszedł negatywny, żonie pozytywny.

Od tego czasu wykonano u nich kilkanaście testów. – Już nawet nie pamiętam, ile ich dokładnie było. Badania cały czas wskazywały, że jesteśmy chorzy. Pytaliśmy pracowników laboratorium, czy możemy być zdrowi, a mimo to testy wykazują chorobę. Okazało się, że tak, bo testy mają czułość tylko 50 proc., czyli połowa wyników może być inna niż w rzeczywistości – przyznaje Marta.

Gehenna trwała dwa miesiące. Dopiero na początku sierpnia oba testy na koronawirusa w odstępie dwóch dni dały wynik negatywny. Wtedy mogli wreszcie opuścić mieszkanie.

Dosłownie wybiegliśmy przed blok. Nie wiedzieliśmy, jak się zachowywać. Przez dwa miesiące siedzieliśmy zamknięci w domu. Po wyjściu na dwór czuliśmy się jak dzikusy. Jakby nas z więzienia wypuścili. Tym było dla nas nasze mieszkanie – więzieniem, a skazał nas koronawirus – mówi pani Marta.

Źródło: „Wirtualna Polska”

REKLAMA