Kto rodzi najczęściej przez „cesarskie cięcie”? Polki w czołówce

Partia Vox wzywa do ochrony życia nienarodzonych w Hiszpanii. Foto: Pixabay
Foto: Pixabay
REKLAMA

Według danych Eurostatu Cypr i Rumunia w ubiegłym roku najczęściej praktykowały rodzenie dzieci przez zabieg „cesarskiego cięcia”. Na Cyprze przeprowadzono w te sposób ponad 55% wszystkich urodzin, w Rumunii, blisko 50%. W czołówce jest też Bułgaria. Zaraz za tym „podium” jest i Polska (ok. 40% wszystkich porodów).

Najniższe w Unii wskaźniki „cesarek” zaobserwowano w 2017 roku Finlandii (16,5%), Szwecji (16,6%), Estonii (19,4%), na Litwie (19,4%) i we Francji (19,7%). Jednak i tam w ostatnich latach liczba takich urodzin stale rośnie.

Według Iriny Mateescu, wiceprezes stowarzyszenia niezależnych położnych w Rumunii, większość ginekologów nawet już nie wie nawet jak odbierać porody w sposób naturalny.

REKLAMA

To problem nowej mentalności, a ginekolodzy pod najmniejszym pretekstem, dla ułatwienia sobie pracy, zalecają cięcie cesarskie. Ma to konsekwencje dla dzieci i matek, o których rzadko się jednak mówi.

Matki w Rumunii, które chcą urodzić naturalnie, często do tego dopłacają. Dwie noce w prywatnej klinice i poród to prawie równowartość 2000 euro. Niewiele kobiet stać na takie wydatki.

Większość wybiera szpital publiczny, w którym rządzi lekarz, który lubi sobie ułatwić pracę. Dzięki „cesarce” odbiera 5 porodów dziennie. Nie musi czekać, aż kobieta „dojrzeje” do porodu. Pacjentki są przekonywane dodatkowo, że tak jest „lepiej”.

Wspomniana Irina Mateescu szacuje, że ginekolog w takim szpitalu i tak „bierze” od 500 do 1000 euro łapówki. W teorii porody są darmowe, ale za miejsce w lepszym szpitalu też trzeba dać „kopertę”.

Według badania przeprowadzonego przez Save the Children Romania, 23% ciężarnych kobiet nie przechodzi w czasie ciąży konsultacji lekarskich. Według Iriny Mateescu, te kobiety często podejmują ryzyko i rodzą same. Powodem jest często trauma po poprzednich porodach i zaaplikowanym im „cesarskim cięciu”.Przyczyn upowszechnienia „cesarek” jest kilka, w tym coraz powszechniejszy lęk przed porodem siłami natury, wyższe wyceny tego rodzaju porodu przez krajowe odpowiedniki NFZ, czy przekonanie o bezpieczeństwie takiej procedury.

Jednak dysproporcje dotyczące cesarskich cięć wiążą się z różnymi modelami świadczeń medycznych oraz poziomu zdrowotnego mieszkańców w różnych krajach. Cięcie cesarskie powinno być metodą awaryjną. Mimo że jest to bezpieczna procedura, niesie znacznie więcej zagrożeń, niż poród naturalny. Jednak skoro państwo płaci za to więcej, a w niektórych krajach ginekolog znajdzie jeszcze w kieszeni „kopertę”, to trudno się tej sytuacji dziwić.

Źródło: Ouest France

REKLAMA