Dni polskiego gónictwa są policzone, ale dla Spurek to i tak za długo. „Polacy klimatycznymi hamulcowymi Europy”

Sylwia Spurek/Fot. screen YouTube
Sylwia Spurek/Fot. screen YouTube
REKLAMA

Wczoraj górnicy podpisali z rządem porozumienie w sprawie likwidacji polskiego górnictwa. W myśl ustaleń ostatnia kopalnia w Polsce ma zostać zamknięta w 2049 roku. To jednak nie satysfakcjonuje Sylwii Spurek. Europoseł grzmi, że nasz biedny kraj hamuje unijny postęp.

„Rząd mówi o zakończeniu wydobycia węgla w 2049 r. Tymczasem UE ogłosiła przyśpieszenie osiągnięcia neutralności klimatycznej, podwyższając cele redukcji CO2 do 2030 r. Czy Polska zdąży się dostosować? Czy dalej chcemy być klimatycznymi hamulcowymi Europy?” – napisała na Twitterze Sylwia Spurek.

REKLAMA

Wczoraj Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy oraz delegacja rządowa podpisały porozumienie likwidujące polskie górnictwo. – Zdecydowaliśmy się na model niemiecki – twierdził szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz.

W toku negocjacji ustalono harmonogram wygaszania poszczególnych zakładów. Jako pierwszy zlikwidowany ma zostać Ruch Pokój – już w przyszłym roku.

Porozumienie ma zakończyć trwający od poniedziałku podziemny protest górników w kopalniach Polskiej Grupy Górniczej. Uczestniczyło w nim 215 osób ze wszystkich kopalń PGG. W myśl ustaleń górnicy dołowi mają mieć zagwarantowaną pracę do emerytury. Teraz plan likwidacji polskiego górnictwa musi zatwierdzić Komisja Europejska.

Ostatnio szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapowiedziała zwiększenie celu redukcji emisji CO2 do 2030 roku z 40 proc. do co najmniej 55 proc. Eurokratka chce także przeznaczyć 37 proc. środków z funduszu odbudowy na cele Zielonego Ładu.

Niemcy wydobywają więcej węgla

Tymczasem narastają „nieścisłości” wokół węgla. W oficjalnych przekazach Niemcy utrzymują, że już kilka lat temu rozpoczęły intensywną walkę z węglem jako źródłem ciepła i energii, a Komisja Europejska straszyła Polskę karą 4 mld złotych za smog, spowodowany spalaniem węgla. Jak się jednak okazało, Niemcy nie są takimi przodownikami w dziedzinie „transformacji górnictwa”.

Kopalnie na terenie Niemiec w 2017 roku wydobyły aż 171,2 mln ton węgla brunatnego. Tym samym nasi zachodni sąsiedzi uplasowali się na pozycji lidera w rankingu największych eksploatatorów tego surowca na świecie. W tym samym roku Polska wydobyła zaledwie 61,1 mln ton.

Pod koniec 2018 roku Niemcy informowały, że w ramach polityki walki z węglem o emisjami, zamykają ostatnią działającą w tym kraju kopalnię węgla w Bottrop w Zagłębiu Ruhry. Na uroczystości obecny był prezydent Frank-Walter Steinmeier. Polityk w swoim przemówieniu podkreślił, że bez węgla i górników Niemcy nie stałyby się mocarstwem gospodarczym.

Niemcy dopuścili się jednak pewnej „nieścisłości” – rzeczywiście zamknęli ostatnią działającą na skalę przemysłową kopalnię węgla, jednak była to ostatnia kopalnia węgla kamiennego. Co innego kopalnie węgla brunatnego – te mają się doskonale i funkcjonują na pełnych obrotach, a węgiel brunatny wciąż jest spalany w wielu niemieckich elektrowniach. Spalanie tego surowca emituje o wiele więcej CO2 niż spalanie węgla kamiennego.

Niemcom zwyczajnie opłacało się odejść od wydobycia węgla kamiennego, ponieważ skończyły się złoża, które można było eksploatować bez ponoszenia kosztów, które generowały straty. Jednak 12 proc. krajowego zapotrzebowania na energię Niemcy wciąż zaspokajają węglem. Podobnie było w przypadku produkcji stali. Jednak od 2019 roku surowiec w całości pochodzi z importu – ok. 60 mln ton.

Źródła: Twitter/RMF/nczas.com

REKLAMA