
Kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku oraz prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych prof. Robert Flisiak podkreślił, że „ocena epidemii w skali całego świata jest robiona w sposób sztuczny”. Jak wyjaśniał, nie liczy się wyłącznie chorych, ale także osoby z pozytywnym wynikiem testu genetycznego.
– Pamiętajmy, że ocena tej epidemii w skali całego świata jest robiona w sposób dosyć sztuczny. Nikt – ani WHO, ani Polska, ani inne kraje – nie liczy chorych na COVID-19, choć tak robiono przy wszelkich innych epidemiach: liczono chorych i na tej podstawie rysowano krzywe epidemiczne. W przypadku tej epidemii, nie podaje się liczby zakażonych tylko liczbę osób z dodatnim wynikiem w testach genetycznych – mówił prof. Robert Flisiak w rozmowie z serwisem medonet.pl.
W jego ocenie „mówienie o falach jest śmieszne”.
– Mamy epidemię, która przebiega z zaostrzeniami i łagodniejszymi okresami – podkreślał.
Jak wyjaśniał prof. Flisiak, w czasie mniemanej epidemii koronawirusa „za osobę chorą uważa się np. kogoś, kto trafił na kwarantannę i miał przypadkowo wykonany test, albo znalazł się w ognisku i został przetestowany, choć nie czuje się źle i nie ma klinicznego obrazu chorego na COVID-19”.
Prawdziwa liczba chorych jest znacznie mniejsza
– Tymczasem prawdziwa liczba chorych jest znacznie mniejsza. Dlatego nie możemy porównywać tej pandemii z żadną z dotychczasowych. Posługiwanie się we wszystkich statystykach i komunikatach liczbą osób z dodatnim wynikiem testu narusza pewne zasady, które były do tej pory stosowane i powoduje, że wchodzimy w duże liczby, co nie zmienia faktu, że prawdziwa liczba osób chorych jest znacznie niższa – podkreślił.
– Wszelkie porównania między regionami albo państwami są więc pozbawione sensu. A byłoby znacznie łatwiej, gdyby jako chorzy byli poddawani testom tylko ci, którzy zostali rozpoznani przez lekarza, a wynik rozpoznania laboratoryjnego tylko wspierałby badanie lekarskie – wskazał.
Jak dodał epidemiolog, wówczas pandemia miałaby dużo mniejszy zasięg i mówilibyśmy o znacznie mniejszych liczbach. – I może nie dochodziłoby do takich paranoi, z jakimi mieliśmy do czynienia jeszcze niedawno, gdzie każdy z dodatnim wynikiem testu był kierowany na oddział zakaźny – zaznaczył.
Prof. Flisiak podkreślił również, że „nie ma już kontroli nad epidemią”.
– Każdy, kto miał styczność z opieką zdrowotną w obecnym stanie, potwierdzi moje słowa. Nie ma kontroli nad epidemią – mówił.
– W ogniskach choroby takich, jak domy pomocy społecznej wymazy są robione wyrywkowo. W jaki sposób ma więc być prowadzona izolacja, skoro nie wiadomo, kto z pensjonariuszy jest zakażony, bo testuje się tylko niektórych? – pytał.
Dr Grzesiowski chce przełożyć… Wszystkich Świętych. „Media powinny mu zrobić kwarantannę”
Źródło: medonet.pl