Profesor Kuna ostro o koronapanice. „Zatraciliśmy jakikolwiek rozsądek. Ta choroba była opisana już 50 lat temu”

Prof. Piotr Kuna fot. YouTube
REKLAMA

Prof. Piotr Kuna, pulmonolog, alergolog w wywiadzie dla „Polska Times” przypomniał, że koronawirus nie jest jedyną chorobą i nie można przez niego zaniedbywać pacjentów.

„Na COVID-19 mamy do tej pory 100 tysięcy zachorowań. Kiedy chory na grypę umiera, nie piszemy, że umarł na grypę, tylko, że umarł z powodu niewydolności krążeniowej, zapalenia płuc – wpisujemy różne rozpoznania, ale generalnie nie wpisuje się grypy jako przyczyny śmierci” – zaznaczył i dodał, że poważne choroby przewlekłe jak np. cukrzyca czy niewydolność nerek połączone z zakażeniem grypą zawsze stanowią większe ryzyko.

„Są nawet takie piękne badania i to polskie, z Uniwersytetu Jagiellońskiego, z których wynika, że ryzyko udaru mózgu u osób chorujących na grypę wzrasta osiem razy, a udar potem zabija, podobnie z zawałem serca – ryzyko w grypie rośnie 10 razy i też się umiera, ale na zawał” – tłumaczył profesor.

REKLAMA

Wyjaśnił też, że prawie 40 proc. osób, które doznają udaru umiera. I jako przyczynę zgonu wpisuje się udar, a nie grypę. Natomiast w przypadku Covid-19 jest inaczej. „Jeśli (koronawirus) atakuje osobę z chorobami przewlekłymi i jeśli taka osoba umrze, a miała wynik dodatni, to wpisuje się, że umarła na COVID-19”. Dodał tutaj, że wynik na Covid-19 może być dodatni, ale to nie znaczy, że ktoś musi chorować przez tego wirusa.

95 procent Polaków ma gronkowca

„Gdybyśmy dzisiaj zrobili wymazy Polakom, to oświadczam, że 95 procent Polaków ma gronkowca w nosie i gardle. Czy to znaczy, że oni chorują na gronkowcowe zapalenie płuc? Nie, część z nich zapadnie na gronkowcowe zapalenie płuc, jasne, ale kto zapadnie? Ci, którzy mają słabą odporność, ci, którzy są schorowani, ci, którzy są w grupie ryzyka, pozostali będą tego gronkowca nosić i nie zachorują” – objaśnił.

„Mamy ludzi, którzy mają w nosie i gardle wirusa SARS-COV2 i nie wywołuje u nich choroby. Problem oczywiście, że inni się od nich zarażą. Powiem tak: dopóki 60, 70 procent społeczeństwa nie zetknie się z tym wirusem, to będziemy mieli to, co mamy i tyle” – tłumaczył dalej.

Profesor wskazał też na pewne zjawisko, które napędza media obsesyjnie lansujące epidemię koronawirusa. „Zatraciliśmy jakikolwiek rozsądek. Rozmawiałem z dziennikarzem jednej z wiodących stacji telewizyjnych, który prowadzi programy informacyjne, mówił mi o ogromnym wzroście oglądalności programów” – opowiadał. Ten dziennikarz zaznaczył, że „słuchacze oczekują negatywnych i złych informacji, a szczególnie oczekują strasznych informacji o COVID-19 i są im te informacje dostarczane”.

50 lat temu opisywano tę samą chorobę

Kuna tłumaczył też, że charakterystyka działania COVID-19 nie jest dla lekarzy żadnym novum. „Wirus SARS-COV2 wywołuje u niektórych pacjentów zapalenie płuc o charakterze wirusowym. Podobne zapalenie płuc mogą wywoływać inne wirusy, takie jak wirus grypy, czy tak zwany wirus RSV. Nie jest to coś wyjątkowego dla medycyny, mamy z takimi rzeczami do czynienia od dawna, tyle, że ten wirus jest nowy, wcześniej nie był zidentyfikowany, ale zmiany, jakie wywołuje nie są, z punktu widzenia medycznego, czymś nowym”.

Dodał, że w podręczniku z lat 70′, czyli z czasów, kiedy studiował medycynę opisywano dokładnie tę samą chorobę i te same koronawirusy. „Tylko, kto pamięta, co było w podręcznikach sprzed 50 lat. Perspektywa, że zostaną jakieś trwałe zmiany w płucach po przejściu SARS-COV2 jest według obecnej wiedzy mało prawdopodobna” – mówił.

„Poza tym, jeśli ktoś przechoruje gronkowcowe zapalenie płuc lub zapalenie płuc pneumokokowe, czy zapalenie płuc grypowe, też ma zmiany w płucach, które się utrzymują do roku czasu. Jeszcze raz mówię: nic nowego, to jest zwykłe, wirusowe zapalenie płuc” – tłumaczył dalej.

Źródło: „Polska Times”

 

REKLAMA