Lekarz ze Szpitala Narodowego ujawnia całą prawdę. „Wystąpiłem w jakimś propagandowym kabarecie i jestem wściekły, bo mnie oszukano”

Szpital na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Szpital na Stadionie Narodowym w Warszawie. (Fot. PAP)
REKLAMA

Wystąpiłem w jakimś propagandowym kabarecie i jestem wściekły, bo mnie oszukano – mówi o tymczasowym szpitalu na Stadionie Narodowym jeden z pracujących tam lekarzy.

Lekarz nie chce występować pod nazwiskiem, bo boi się ewentualnych konsekwencji. Rozmowę z nim przeprowadził dziennikarz Paweł Reszka i opublikował na Facebooku.

Jak wskazuje „Doktor M.” (tak będzie nazywany), w Szpitalu Narodowym jest najnowszy i najdroższy sprzęt, personel został zakwaterowany na dwóch piętrach luksusowego pięciogwiazdkowego hotelu na Mokotowie.

REKLAMA

Jego apartament w Regent Warsaw Hotel (dawny Hyatt) jest większy niż prywatne mieszkanie.

Teoretycznie jest wszystko jest. Ale nie ma pacjentów.

Ogromne zarobki

Zgłosił się do pracy w szpitalu narodowym, bo chciał pomóc, ale nie bez znaczenia były również warunki finansowe.

Lekarzowi przysługuje 200 zł na godzinę. Jemu, jako rezydentowi – 150 zł/h. Zapisał się na 84 godziny. Zarobi 12 tys. zł.

W szpitalu przebywa aktualnie 25 osób. „Zajęta jest większa część sektora A i niewiele łóżek w sektorze B. W sektorze C od piątku jest jeden pacjent. Pozostałe sektory są puste” – relacjonuje.

Obsługi więcej niż pacjentów

Podczas ostatniego dyżuru Doktora M. 25 pacjentów obsługiwały 24 osoby z personelu medycznego. A oprócz tego są jeszcze salowe, żołnierze WOT, ochroniarze. Obsługi więcej niż pacjentów.

Zdarzało się, że lekarze obsługiwali sektory szpitalne, który były całkowicie puste.

Środowisko lekarskie śmieje się, że na Stadion Narodowy trafiają „zdrowi-chorzy”.

„Faktycznie kryteria są takie, że pacjent musi mieć covid potwierdzony testem PCR albo antygenowym. Nie może mieć ostrych i przewlekłych stanów klinicznych i chorób współistniejących, nie przyjmuje się z niestabilnością krążeniowo-oddechowa wymagającą intensywnego nadzoru…” – opowiada Doktor M.

Zdarzało się, że podczas dyżuru nie przyjął żadnego pacjenta. Dobowa opłata ryczałtowa za gotowość punktu przyjęć w szpitalu tymczasowym to 18 299 zł.

Za dostępność jednego łóżka NFZ płaci Narodowemu 822 pln na dobę, za dostępność stanowiska wentylacji mechanicznej 3,7 tys. pln. Dużo więcej niż normalnym szpitalom.

Marnuje się więc gigantyczne pieniądze. A będzie jeszcze drożej – powstają kolejne sektory na ponad 500 łóżek.

Personelowi surowo zakazano robienia zdjęć. Niedawno wyciekł do Internetu filmik. To jeden z nielicznych wyjątków, gdy ktoś zdecydował się „nielegalnie” nagrać film.

Czytaj więcej: Pustki na Stadionie Narodowym? Szokujące nagranie obiegło sieć [WIDEO]

Szpital Narodowy. O co w tym chodzi?

O co w tym wszystkim chodzi? „Nie mam pojęcia co chodzi. Szpital narodowy jest doskonale wyposażony. Stoi tam tomograf za kilka milionów złotych, drogie aparaty RTG, maszyna do USG, są nowoczesne respiratory, instalacja tlenowa…” – rozkłada ręce.

Doktor M. mówi, że czuje się jak „frajer”. „Przyjechałem tu pomagać, ratować ludzi, walczyć z pandemią. Tymczasem mieszkam w 5 gwizdkowym hotelu, siedzę w pustym szpitalu… Czytam komentarze w internecie. Wyszydzają nas” – ubolewa.

Przyznaje, że szydera jest jednak uzasadniona. „Tworzenie szpitala narodowego od początku śmierdziało. Jakby przeanalizować na chłodno można było się domyślić, że chodzi o coś innego niż walka z pandemią” – opowiada.

„Wystąpiłem w jakimś propagandowym kabarecie i jestem wściekły, bo mnie oszukano” – podsumowuje.

Cały wywiad, wraz ze zdjęciami, w poniższym wpisie red. Pawła Reszki.

REKLAMA