Puste szpitale tymczasowe w całej Polsce. Z niektórych zwija się sprzęt, niektórych nie opłaca się otwierać

Szpital tymczasowy na lotnisku Katowice-Pyrzowice.
Szpital tymczasowy na lotnisku Katowice-Pyrzowice. (Fot. Węglokoks)
REKLAMA

Gdy do Polski zawitała druga fala koronawirusa, a rząd zorientował się, że jest w proszku, ruszyła budowa szpitali tymczasowych. Utworzono dziesiątki placówek, które pochłonęły setki milionów złotych. W większości stoją puste albo w ogóle nie opłaca się ich otwierać.

Tymczasowy szpital na Stadionie Narodowym przewałkowano już chyba na każdy możliwy sposób. Na początku było to jedynie izolatorium dla lekko chorych, potem kryteria przyjęcia nieco poluzowano. Aktualnie znajduje się tam ok. 70 osób. Tymczasem podczas otwarcia dostępnych było 500 łóżek i baza wciąż jest rozbudowywana – o kolejne sektory na 500 łóżek.

Głośnym echem odbił się wywiad jednego z lekarzy pracujących w Szpitalu Narodowym, który wprost powiedział, że bierze udział w jakimś „propagandowym kabarecie”.

REKLAMA

Zwinięty sprzęt

Ale szpitale tymczasowe to nie tylko Warszawa. W Kielcach na przykład dostosowywanie pomieszczeń hali Targi Kielce przedłużało się i przedłużało. Finalnie, zamiast prognozowanych 4 mln zł, kosztowało ok. 11 mln zł.

Gdy szpital tymczasowy w Kielcach już otwarto (uroczyście, z udziałem wojewody – a jak!), okazało się, że nie ma zbytnio pacjentów, których można by tam leczyć. Zwinięto więc specjalistyczny sprzęt, żeby nie niszczał.

Puste szpitale

Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach przerobiono na tymczasowy szpital. Aktualnie leży tam 16 pacjentów (dane za: Onet).

Jedną z hal lotniska Katowice-Pyrzowice także zaadoptowano na tymczasowy szpital. Węglokoks, czyli spółka odpowiedzialna za jego przygotowanie, poinformowała 1 grudnia, że placówka jest gotowa. Tu także było uroczyście – konferencja prasowa, porobiono pamiątkowe zdjęcia i nawet podziękowano premierowi Morawieckiemu za to, że to Węglokoks dostąpił zaszczytu przygotowania szpitala.

Minęło pół miesiąca, a tymczasowy szpital wciąż czeka na tzw. pacjenta zero.

Przekładane otwarcie, bo pacjentów brak

Przenieśmy się do Trójmiasta. W sanatorium MSWiA przygotowano tymczasową placówkę covidową. Termin otwarcia już dwukrotnie przekładano – najpierw z końcówki listopada na 15 grudnia, a teraz na 5 stycznia. Jak na razie szpitala nie opłaca się otwierać, bo chorych brak.

Gdańsk? Rozpoczęto przygotowania w hali Amber Expo. Zainwestowano w infrastrukturę do podawania tlenu i prace zakończono. Co dalej? Oficjalnie: nie wiadomo.

Płock? Dwóch pacjentów od początku działalności

Za szpital w Płocku odpowiadał PKN Orlen. Uznano, że do tego miejsca będą kierowani wyłącznie pacjenci z koronawirusem bez chorób współistniejących. Od momentu otwarcia placówki (1 grudnia) trafiły do niej dwie osoby.

Koszty działalności szpitali tymczasowych

Za dobową dostępność jednego łóżka szpitale z NFZ otrzymują 822,42 zł. Za dobową dostępność jednego stanowiska do wentylacji mechanicznej – 3773,70 zł. Dobowa opłata ryczałtowa za gotowość punktu przyjęć w szpitalu tymczasowym to 18 299 zł.

Płatność ta podzielona jest na tzw. „moduły łóżkowe”. Jeden moduł to 28 łóżek, gotowe w każdym szpitalu mają być dwa moduły, a więc 56 łóżek. I za te płaci NFZ – niezależnie czy pacjenci są, czy ich nie ma. Jak się taki szpital zacznie „przeludniać”, to uruchamiany jest kolejny „moduł łóżkowy”.

Ponadto koszty personelu. W Szpitalu Narodowym lekarzowi przysługuje 200 zł na godzinę, a rezydentowi 150 zł/h. Do tego salowe, żołnierze WOT (jeśli są tam przydzieleni), ochroniarze, ekipa sprzątająca, itd. Jest na bogato.

Ale szpitale stoją puste albo prawie puste. Gdy były najbardziej potrzebne (październik, listopad), to ich jeszcze nie było. Teraz – nie przyjmują pacjentów, dopóki nie wyczerpią się miejsca w normalnych covidowych szpitalach.

A normalne szpitale zorientowane są na pana covida i większość działań dostosowują pod niego, przez co cierpią pacjenci z innymi schorzeniami, bo są odsyłani z kwitkiem. Dlaczego w Polsce wszystko musi stać na głowie?

REKLAMA